piątek, 26 grudnia 2014

Miniaturka VII ''Szansa'' cz.II

Witajcie.
W sumie to nie jestem nawet w stanie przepraszać Was za to, co robię z tym blogiem i opowiadaniem, które kocham całym sercem. Nie wiem czy uwierzycie, ale ja naprawdę nie mam czasu. Wracam ze szkoły o 16, bawię się troszkę z siostrą i siadam do lekcji, by później się uczyć do 3 w nocy. Padam ze zmęczenia na łóżko i momentalnie zasypiam, by wstać znowu o 7, a kiedy nadchodzi weekend, odsypiam i spędzam czas z siostrą i bratem, ogólnie z rodziną, bądź spotykam się z przyjaciółmi.
Teraz nadeszły święta. Chciałam napisać typowo świąteczną miniaturkę, ale nie chciałam zaczynać kolejnej nie mając skończonej poprzedniej, tak więc siedziałam w nocy i przed chwilą ją skończyłam. Dodaję natychmiastowo. Mam nadzieję, że chociaż ona sprawi Wam radość i chociaż trochę wynagrodzi moje zaniedbanie.

Nie zanudzając. Są święta, a właściwie to ich ostatnie godziny. Mam nadzieję tylko, że dostaliście wymarzone prezenty, najedliście się do syta na kolacji wigilijnej i spędziliście je w ciepłej domowej atmosferze. Teraz życzę Wam, aby nadchodzący nowy rok był najwspanialszy i najlepszy od tych poprzednich i niósł ze sobą wiele zmian, tych na lepsze oczywiście. Udanego sylwestra, aby trwał do białego rana i dużo, dużo śniegu, by dosypało nas jeszcze jak żadnego roku, no chyba, że go nie lubicie.

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam miłej lektury i...
w sumie to cierpliwego czekania na rozdział, bo dodam go w końcu, w wolnej chwili. 

Pozdrawiam i ściskam,
Lacarnum Inflamare




Moje łóżko stoi idealnie przed oknem. Poprosiłem Hermionę, by je uchyliła i teraz spokojnie mogę spoglądać na gwieździstą noc, a letni wietrzyk targa moje blond włosy. Analizuję każdy moment z mojego życia, nowego życia, które zacząłem dokładnie cztery dni temu.
Dzięki rozmowie z Blaisem, która trwała bardzo długo, poznałem siebie. To kim byłem wcześniej i kim jestem teraz. Opowiedział mi o moich przygodach. O moim dzieciństwie, kiedy razem robiliśmy kawały jego matce, która zmarła rok temu. O naszych planach na przyszłość, by zostać kawalerami do końca życia, ale nigdy nie być samotnym, które jak widać nie wyszły gdyż Diabeł jest żonaty już od czterech lat. O ośmiu latach za murami Hogwartu, o naszej nienawiści do Gryfonów i wielkiej miłości do ognistych Gryfonek, które tak mieliśmy w zwyczaju nazywać. O Voldemorcie, służbie w jego szeregach i zadaniach powierzonych właśnie mi. O moich rodzicach, którzy zostali skazani na pocałunek dementora i o wszystkim tym o czym nie miałem pojęcia.
Przywrócił moje utracone wspomnienia, wiarę w siebie i nadzieję, że dam radę rozpocząć życie na nowo. Zrozumiałem już czemu on podawał się za mojego najlepszego przyjaciela. On nim był. Rozumieliśmy się bez słów. Śmialiśmy się z tych samych rzeczy. Znaliśmy się jak nikt inny, mimo, że na początku wcale go nie pamietałem. Tak wiele się zmieniło...
Na niebie widzę spadającą gwiazdę. Szybko zamykam oczy i myślę życzenie. Jedyne o czym marzę... Hermiona. Tak, chcę, żeby była moja.


***


Ile to już dni? Siedem? Naprawdę? Wydaje się, że minęły długie lata, odkąd wybudziłem się ze śpiączki. Nic się nie zmieniło. Nadal leżę na miękkim łóżku i podziwiam biały sufit mojej sali. Nie mogę wstawać z łóżka, nie mogę jeść normalnych posiłków, tylko jakieś papki, które smakują okropnie. Czuję się tak jakbym był małym dzieckiem, a Hermiona moją matką, która się mną opiekuje najlepiej jak potrafił, choć i tak dalej pozostaje zimna i obojętna w stosunku do mnie.
Kiedy jestem z nią sam na sam staram się nawiązać nić porozumienia, zacząć normalną rozmowę, ale ona szybko mnie zbywa. Nie jest gotów na zmiany i doskonale ją rozumiałem. Ja sam doświadczyłem ich za dużo i nadal nie wiem co czuję do Granger. To co czułem przed wypadkiem... to przecież było kiedyś. Teraz to co innego. Inne życie, inna osobowość. Skąd mogłem wiedzieć czy nadal ją kocham?
- Panie Malfoy... - z rozmyślań wyrywa mnie jej głos. Spoglądam leniwie na drzwi i uśmiecham się delikatnie, jak zwykle, a ona i tak za każdym razem, nie odwzajemnia mojego uśmiechu. Siada na skrawku mojego łóżka i przeszywa swoim zimnym spojrzeniem. - Jak się pan czuje?
- Dość głupie pytanie. Jak mogę się czuć? Leże tutaj, przykuty do łóżka, odcięty od świata, rzeczywistości. Jeszcze trochę, a zgłupieje! - wypowiadam te słowa zgodnie z prawdą. Mam już dość. Chcę jedynie wyjść z tego zimnego miejsca i zaszyć się w najciemniejszym kącie w moim domu... Swoją drogą z tego co opowiadał mi Blaise, moje mieszkanko mieści się na obrzeżach Londynu. Nie jest wielkie jak Malfoy Manor w którym się urodziłem i które sprzedałem zaraz po zakończeniu wojny, ze względu na złe wspomnienia. W moim nowym domu panują ciepłe kolory, choć sypialnia jest srebrno-zielona, ze względu na to do jakiego domu zostałem przydzielony. Kuchnia jest mała, przytulna, a zawsze rano unosi się w niej zapach aromatycznej kawy. Łazienka w czarno-białej tonacji. W jadalni stoi wielki stół, jakby czekając tylko na gości, natomiast salon jest nowoczesnym i bardzo przestronnym pomieszczeniem...
- Mam dla pana bardzo dobrą wiadomość. - przerywa moje rozmyślanie, a ja zaciekawiony spoglądam w jej czekoladowych tęczówkach. Otwiera usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamyka. Jej oczy płoną żarem, ogniem, biją gorącem, którego nie potrafię zrozumieć.
- Co jest? - pytam prawie szeptem. Unoszę dłoń, by dotknąć jej własnej, ale gwałtownie wstaje i łypie na mnie spode łba. Co dziwne, nie widzę w jej oczach tego żalu, który stara się przede mną ukryć. Błyszczy w nich zawziętość i coś co nie potrafię określić.
Nie wiem co zamierza zrobić, więc czekam na jakąkolwiek jej reakcję i na jakikolwiek ruch.  Chwilę później z westchnieniem opada ponownie na swoje wcześniejsze miejsce.
- Przepraszam... po prostu coś sobie przypomniałam - odzywa się zawstydzona, a przecież nie ma się czego wstydzić. Uśmiecham się ironicznie. Czuje w sobie siłę i chęć do dalszego działania.
- Co? - pytam, przysuwając swoje ciało bliżej niej. Chcę zobaczyć jej reakcję, jak będę na nią działać, ale ona nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, zagryza tylko nerwowo wargę i patrzy tępym wzrokiem na ścianę.
- Wydaje mi się, że pana wypadek wcale nie był przypadkiem... - zaczyna, a ja słysząc jej słowa, podnoszę się gwałtownie, tak, że aż zapiera mi dech. Wiele myślałem o tym co się wydarzyło, o straconych celach, wartościach i wgłębi duszy już szykuję zemstę na człowieka, który zniszczył mój świat - ale nie ważne. Nic nie wiem, a to są tylko moje nic nie znaczące domysły.
- Nie rozumiem - odpowiadam, choć doskonale wiem co do mnie mówi. Hermiona przewraca oczami i przerzuca swoje kasztanowe loki na lewe ramię, wzdychając nerwowo. Przypatruje mi się uważnie i z nerwów zagryza dolną wargę.
- Tego dnia, kiedy pan miał wypadek - zaczyna, ale ja gwałtownie jej przerywam.
- Oh, darujmy sobie w końcu te formalności Hermiono. Ja jestem Draco. Draco Malfoy, ale nie żaden pan. Jesteśmy w tym samym w wieku i nie widzę powodów, byśmy mieli zwracać się do siebie na per pani czy też pan. - wdech, wydech. - Czemu mi się tak przyglądasz Hermiono? - pytam zaskoczony jej dziwnym spojrzeniem.
- Nigdy nie mówiłeś do mnie po imieniu, Malfoy. Zawsze byłam dla Ciebie Granger. - wyrzuca swoje żale, a jej oczy gwałtownie ciemnieje. Zapewne teraz przypomina sobie wszystkie te złe wspomnienia, które dotyczą mnie, a o których pragnie zapomnieć.
- Wiele się zmieniło i ja też się zmieniłem. Nie rozumiem, dlaczego miałbym zwracać się do Ciebie po nazwisku, ale nie ważne. Dokończ to co zaczęłaś - ponaglam ją.
- W takim razie Draco - zaakcentowała moje imię, a moje serce zabiło dwa razy mocniej. - Tego dnia kiedy miałeś wypadek, byłam w okolicy tego miejsca, kiedy to się wszystko stało. Rozmawiałam w małej kawiarence z moim, jeszcze wtedy narzeczonym - moje serce zwolniło swój bieg. - Kłóciliśmy się, co tu dużo mówić, aż w końcu Wiktor zdenerwowany wyszedł trzaskając drzwiami.
- O co się kłóciliście? -pytam zaintrygowany.
- O Ciebie. - odpowiada z obojętnością. O Merlinie!
- Co?
- Tego dnia mieliśmy zjeść służbową kolację, to znaczy Ty i ja. Jako, że pracujesz w biurze aurorów jako jeden z najlepszych, a ja według ministra jestem jedną z najlepszych uzdrowicielek. Mieliśmy omówić sprawy o których doinformować miał nas sam Kingsley, który zresztą sam zaaranżował to spotkanie, ale Wiktor był strasznie zazdrosny. Nie pozwalał mi nawet porozmawiać z innym mężczyzną, gdyż w każdym widział mojego potencjalnego kochanka. Zanim wyszedł powiedział, że nasze spotkanie nie dojdzie do skutku, godzinę później był Twój wypadek. Sądzę, że Wiktor dopiął swego. - kończy ze zbolałą miną, a ja nie wiem czy bardziej przejmuje się tym, że ktoś z premedytacją doprowadził mnie do takiego stanu, czy to, że ona ma narzeczonego.
- Czy to znaczy, że niedługo wychodzisz za mąż? - pytam, wstrzymując oddech, a Granger podnosi się ze swojego miejsca, poprawia lekarski fartuch i odwraca z zamiarem odejścia. Przyglądam się jej badawczo, a kiedy naciska klamkę, słyszę jej delikatny szept:
- Nie Malfoy, od wczoraj jestem wolnym człowiekiem. - i wychodzi, a ja nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.


***


Dni mijają. Lecą, a ja czuję jakby jednocześnie się cofały. Dłuży mi się każdy dzień, każda godzina i minuta. Chciałbym już stąd wyjść i nigdy nie wracać, ale nie mogę. Obrażenia są zbyt silne i nadal się goją.
- Posłuchaj. - zaczynam, kiedy Hermiona po raz kolejny tego dnia, zajrzała do mojego pokoju, nie zamieniając, ani słowa, a ciągle sprawdzając coś przy aparaturze, podając leki czy wykonując wszystkie te czynności, które dla mnie były zupełnie niepotrzebne. - Chciałbym Cię przeprosić - ze zdenerwowania, zaciskam pięści, aż pobielały mi knykcie.
- Za co? - pyta, marszcząc brwi i nadal zawzięcie notując coś w swoim notatniku.
- No wiesz... może i nie pamiętam co działo się w Hogwarcie, ale z opowieści Blaise, wynika, że bardzo i to nie raz Cię skrzywdziłem swoim okropnym zachowaniem i naprawdę szczerze tego żałuję. Hermiono czy zechciałabyś dać mi drugą szansę? Drugą szansę zupełnie innemu człowiekowi? - Granger patrzy się na mnie ze zdziwieniem, a ja nie mogę odgadnąć jaką szykuje mi odpowiedź.
- Nie. Takich rzeczy się nie wybacza - mruży oczy i szybkim krokiem idzie do drzwi. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. W mgnieniu oka, podnoszę się do pozycji siedzącej. Boli mnie wszystko, naprawdę, a mimo to z gipsem na nodze i ręce, uprzednio odrywając kroplówkę od dłoni ruszam w jej stronę. Ledwo idę. Jeden krok, drugi...
- Granger... - szepczę, jakoby miałaby być to moja ostatnia deska ratunku, a ona odwraca się roztargniona.
- Na Godryka Malfoy! Co Ty robisz! - warczy szybko do mnie podchodząc i z powrotem próbując zaciągnąć w stronę łóżka, ale ja stoję nieugięty. Stoję i czekam, aż powie to jedno, jedyne słowo. - No Malfoy! Rusz się! - mam coraz mniej sił, dopiero teraz rozumiem jak bardzo jestem słaby, zaczyna mi ciemnieć przed oczami, dlatego podpieram się o ścianę, ale ciągle się w nią intensywnie wpatruję. Jest niższa ode mnie i śmiesznie zadziera głowę, by spojrzeć mi w oczy.
- Po prostu mi wybacz, a obiecuję, że nigdy Cię nie zawiodę - szepczę, z ledwością dotykając jej zarumienionego policzka.
- Malfoy... - zaczyna nerwowo i smętnie, a jej oczy znowu są pełne żalu.
- Po prostu to powiedz Granger... - błagalnie, patrzę w jej oczy.
- Wybaczam.


***


- Jaka jest Hermiona? - pyta mnie Blaise, zajadając się powoli czekoladowymi żabami, wraz z Chrisem, swoim synem. Swoja drogą bardzo polubiłem tego malca. Z wyglądu przypomina Blaise. Jego cera jest śniada, włosy czarne, poskręcane w gęste loki oraz ciemne oczy jak małe węgielki. Charakter zdecydowanie odziedziczył zarówno po Ginny jak i Diable, co wywołało istną mieszankę wybuchową. Chrisa jest zawsze wszędzie pełno. Gdzie się nie pojawia, wywołuje radość na ustach wszystkich i nigdy nie pozwala smucić się swoim rodzicom. Lubi prawić żarty innym i przedrzeźniać rówieśników, którzy mimo to i tak go uwielbiają.
- Wspaniała - odpowiadam, chcąc w ten sposób dać mu do zrozumienia, że temat jest zakończony. Nie lubię mówić o swoich uczuciach, a czuję, że właśnie ta rozmowa zeszłaby na ten tor. Mimo wszystko, nie będę kłamać, gdyż Hermiona jest wspaniała. Uwielbiam jej czekoladowe oczy, gęste, kręcone włosy, które swoją drogą zbyt często spina. Kocham jej delikatne ruchy, które są wyćwiczone do idealności. Kocham patrzeć jak w zamyśleniu zagryza koniec długopisu, albo gdy zakręca pojedyncze pasma włosów na swoich długich i chudych palcach. Jej charakter pozostawia wiele do życzenia. Czasami jest zimna i obojętna, niemal do perfekcji, a nieraz potrafi być wybuchowa, nie potrafiąc powstrzymać swoich emocji na wodzy. Uwielbiam patrzeć na nią całą. Uwielbiam snuć wizję na temat swojej przyszłości, gdzie i ona się w niej pojawia i chyba Blaise miał rację, ja ją naprawdę...
- Stary wysiliłbyś się bardziej, to już Chris lepiej opowie mi, jaka jest Mia, ta z którą chodzi do przedszkola, no i która wpadła mu w oko - mruga zawzięcie, uśmiechając się szeroko.
- Ej! Wcale nie! Mia wcale mi się nie podoba - zaperza się mały brunet, wskakując ojcu na kolana. - Dziewczynki są głupie, nie chcą się bawić samochodami i płaczą, kiedy pokazuje im Bube! Dziwne, prawda wujku? Przecież Buba jest bardzo sympatyczny i przyjazny - śmieje się głośno, wymachując rączkami.
- Chris, jeśli wziąłeś swojego szczura do przedszkola i straszyłeś nim dzieci to masz bardzo duży problem - odpowiada poważnie Zabini, ale wiem, że i tak swojemu kochanemu synkowi daruje wszystko.
- Ojej ja to naprawdę powiedziałem? O nie tata, żartowałem - uśmiecha się uroczo.
- Chris, będę musiał powiedzieć o tym Twojej matce - powaga z jaką to ujął, z powodowała, że i ja się nabieram.
- Nie! Tata proszę nie! - Chris piszczy nerwowo i wykonuje niespokojne ruchy. - Nie mów!
Blaise śmieje się tylko głośno i bierze małego na ręce, wstając z krzesła. Okręca go wokół własnej osi, podnosząc do góry, a mały udaje, że jest samolotem.
- Kocham Cię tata - szepcze Chris, wtulając się w ramiona ojca.
- Ja Ciebie tez synku - odpowiada.
Również chciałbym mieć kiedyś syna, a najlepiej dwóch synów i córeczkę, najmłodszą, która mógłbym rozpieszczać. Naprawdę chciałbym, żeby tak było, ale czy każde marzenie ma szansę się spełnić?
- O, cześć Blaise, cześć Chris - woła wesoło Hermiona wchodząc do sali, a mały brunet rzuca się biegiem w jej stronę. Granger porywa go w ramiona i ściska mocno. Podchodzi do Diabła i całuje go w policzek, stawiając Chrisa z powrotem na podłodze. - Niestety będę musiała Was wyprosić. Muszę wykonać podstawowe badania w których nie możecie uczestniczyć.
- Dobrze, w takim razie trzymaj się Smoku. Chodź Chris, idziemy po drodze wstąpimy na pączki.. swoją drogą mamie kupimy chyba potrójną porcje, co? - śmieje się gardłowo i bierze syna za rękę. - Do zobaczenia Hermiona - i wychodzą, zostawiając nas samych.
- Jutro zdejmiemy Ci gips z ręki, dzięki eliksirowi, ręka zrosła się zgodnie z planem i dużo szybciej. No, ale dobrze. Prosiłabym, żebyś zdjął bluzkę, muszę Cię osłuchać. - uśmiecha się, naprawdę! Zgodnie z jej prośbą próbuje zdjąć bluzkę, ale uniemożliwia mi to gips. Spoglądam na nią bezradnie, a ona z westchnieniem podchodzi do mnie i zabiera się do zdejmowania ubioru.
Czuję się skrępowany. No dobra, nie ukrywajmy, może nawet trochę bardzo. To irytujące. To okropne. Nie ja powinienem się wstydzić, swoją drogą, o zgrozo, jak to w ogóle brzmi, tylko Hermiona, w końcu to nie ja ją rozbieram, a ona mnie. Tymczasem, ona robi to szybko i precyzyjnie i w pewnym momencie mam ochotę pacnąć się dłonią, przecież ona jest uzdrowicielem i robi to zawodowo. Złośliwy grymas przechodzi przez moje usta i przyglądam się jej twarzy, kiedy przykłada słuchawki do mojej klatki piersiowej i w skupieniu przygryza wargę, spoglądam w dół, jak jej piersi unoszą się i opadają w miarowym oddechu. Czy tylko mi tak tu gorąco?
- Oddychaj głęboko- szepcze, a ja przewracam oczami.
- Akurat, ciekawe jak, skoro siedzisz przede mną - myślę rozdrażniony, ale nie wypowiadam tych słów na głos i tak jak każe wciągam głęboko powietrze. W tym czasie Hermiona przechodzi i siada za mną, by tym razem osłuchać plecy.
- No cóż, wydaje mi się, że już znacznie z Tobą lepiej Malfoy - uśmiecha się, zdejmując słuchawki. - Wydaje mi się, że nie będziesz musiał naprawdę tak długo tutaj z nami siedzieć. Szczerze powiedziawszy, trochę postraszyłam Cię z tymi trzema miesiącami - uśmiecha się złośliwie. Cholera, pierwszy raz widzę, żeby obdarzyła kogokolwiek takim uśmiechem, mimo wszystko odpowiadam jej tym samym. - Wystarczy miesiąc, może trochę więcej albo i mniej. Nie sądziłam, że masz taki mocny organizm, naprawdę. Po takim wypadku, ludzie po prostu nigdy już się nie budzą, a Ty nie dość, że przeżyłeś to jeszcze bardzo szybko dochodzisz do zdrowia. To chyba mój pierwszy taki przypadek. - kręci głową w zdumieniu, a ja przyglądam się jej spod przymrużonych powiek. Bierze do rąk moja kartę i zapisuje jakieś notatki, później odwraca się z zamiarem odejścia. Kroczy jak zwykle z gracją, a stukot jej obcasów odbija się echem od ścian mojej sali.
- Hermiona - mówię desperacko, próbując w ten sposób ją zatrzymać. Odwraca się i patrzy na mnie pytająco. - Dziękuję... - uśmiecha się delikatnie.
- Nie ma za co, przecież wiesz, że to mój obowiązek - odpowiada i z powrotem odwraca się, naciska klamkę i tym razem odchodzi.
- Dziękuję, że jesteś - mówię, tym razem w przestrzeń.


***


- Panie Malfoy, proszę się uspokoić! - karci mnie, młodziutka czarnowłosa stażystka, próbując w między czasie zmierzyć mi ciśnienie.
- Ależ Sofio - uśmiecham się do niej czarująco. - Przecież wiesz, że tego nie znoszę. - puszczam jej oczko i widzę jak się rumieni. Merlinie, może na serio mi daruje. Nie lubię kiedy rzucają na mnie to zaklęcie i przez chwile moje ciało drętwieje, nawet jeśli trwa to dosłownie parę sekund.
- Panie Malfoy, toczymy tę samą grę za każdym razem gdy mam panu zmierzyć ciśnienie i proszę nie robić do mnie tych słodkich oczek, gdyż na mnie to nie działa. - tak, jasne, a ten rumieniec to towarzyszy jej cały dzień. Wzdycham, no cóż i tym razem muszę się poddać, ale o wiele bardziej wolałbym, by zrobiła to Hermiona, swoją drogą nie zaglądała do mnie dzisiaj, a minęła już godzina dziesiąta, może coś się stało? Gwałtownie potrząsam głową. Nie, na pewno nie. Wzdycham ponownie i moje ciało jak na komendę drętwieje, a już za chwilę wszystko wraca do normy.
- Gotowe. - Sofia, uśmiecha się zadowolona i patrzy na mnie z błyskiem w zielonych oczach. - Naprawdę było tak strasznie? - pyta uśmiechając się z politowaniem.
- Tak - burczę i odwracam głowę w drugą stronę. Mało mnie teraz obchodzi, że wyglądam jak rozkapryszony dzieciak.
- Wy faceci to gorzej niż dzieci - słyszę jej śmiech, a później trzask drzwi. No, w końcu poszła, już myślałem, że nigdy to nie nastąpi.
Rozkładam się wygodnie na łóżku, zakładając rękę za głowę i przymykam oczy. Cholernie mi się nudzi. Nie mam co robić, ani z kim rozmawiać. Mogli, by mi kogoś przydzielić do sali. Może być i to nawet jakiś najmniej inteligentny czarodziej jaki stąpał po świecie, byle bym miał się do kogo odezwać. Wzdycham nerwowo. Niedługo tu oszaleję. Całkiem sam, odwiedzany jedynie przez Blaise i Hermionę, która jest moją uzdrowicielką. No i nie licząc tych wszystkich pielęgniarek, które jestem pewny, że na mój widok dostają palpitacji serca. Cóż, jestem boski i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
W sumie to jedynie co mogę to rozmyślać. Nad życiem, teraźniejszym i tamtym przeszłym, dotychczasowym. Jak dużo od tej pory się zmieni? Czy nadal będę taki sam jak kiedyś? Czy idee, którymi kierowałem się od najmłodszych lat, zginęły razem z moim dawnym ja? Bardzo zastanawia mnie, gdzie podziali się Ci wszyscy czarodzieje, którzy według Blaise, uchodzili za moich przyjaciół. Pansy, Terrence, Astoria, Dafne, Adrian... Ci wszyscy o których mówił. Nie odwiedzili mnie, ani razu. Zapewne udawali tylko moich przyjaciół, w końcu mam pieniądze i urodę oraz jakiś wysoki status społeczny, ale tak to już jest moi drodzy. Kiedy wszystko układa się tak jak chcemy i nic nie staje nam na przeszkodzie byśmy byli szczęśliwi, każdy przy Tobie jest i martwi się zupełnie sztucznie i niepotrzebnie, a kiedy coś się dzieje i Twoje życie zmienia się diametralnie, nie zostaje przy Tobie nikt, kto choćby zapytał czy podać Ci szklankę wody, oprócz tych dla których jesteś najważniejszy. W życiu bowiem chodzi o to, że każdy martwi się o siebie i o te najbardziej błahe rzeczy, zajmując się nimi jednocześnie. Nie ma nikogo kto zajmie się tymi ważnymi i tymi najpotrzebniejszymi sprawami, a kiedy przychodzi co do czego bilans zawsze jest ujemny. Ot co. Takie bowiem jest życie.
Nie zauważam nawet jak do mojej sali ktoś wchodzi, dopiero delikatny ciężar na łóżku wyrywa mnie z rozmyślań. Patrzę nieprzytomnie na dziewczynę, która wpatruje a się ze mnie smutnym, zmęczonym wzrokiem. Ma podkrążone oczy i spierzchnięte wargi. Włosy potargane i nie do końca zapięty lekarski fartuch.
- Co się stało? - pytam, przyglądając jej się ze zmartwieniem. Ewidentnie coś się stało i niewidzialny ból rozrywa moje serce, na widok jej cierpienia.
- Właśnie zmarł mi pacjent, przywieźli go dzisiaj rano, dlatego nie byłam u Ciebie na dyżurze. Potrąciła go ciężarówka... Zupełnie jak Ciebie. Tyle, że obrażenia były mniejsze. Cieszyłam się, bo skoro Ty... z tymi wszystkimi obrażeniami doszedłeś do siebie... Myślałam, że i on wyzdrowieje. Jego rodzina zjawiła się dosłownie chwile później jak przywieźli go do Munga, ktoś musiał ich powiadomić. Jego żona jest w ciąży... to ich drugie dziecko. Tak strasznie płakała i błagała mnie, bym go uratowała, a je zapewniłam ją, że tak będzie. Zawieźliśmy go na blok operacyjny i wydawało mi się, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i, że on przeżyje. Nie wiem co się stało, wszystko szło zgodnie z planem, aż jego serce po prostu przestało bić. Próbowałam go ratować. Magią i mugolskimi sposobami... Na nic się to zdało. Umarł, a ja przecież obiecałam jego żonie, że nic mu nie będzie. Przecież musiało być dobrze, w końcu miał żonę... i dzieci. Tymczasem musiałam wyjść na korytarz i powiedzieć jej, że jego już nie ma, a ona tak strasznie płakała... - słucham jej uważnie i widzę jak łzy toczą się powoli po jej różanych policzkach. Podnoszę się do pozycji siedzącej i dotykam dłonią jej ręki dodając otuchy. Splata swoje palce z moimi, a drugą ręką ociera łzy i patrzy w moje oczy.
- Właśnie, kiedy to się stało zrozumiałam jak niewiele brakowało byś skończył tak jak tamten mężczyzna, ale nie tylko to do mnie dotarło. Patrząc na łzy tamtej kobiety i przypominając sobie widok Ciebie, kiedy Cię tu przewieźli poczułam coś niezrozumiałego. - przerywa na chwilę i wciąga powietrze. - Malfoy... obiecałam sobie, że będę Cię nienawidzić albo po prostu o Tobie zapomnę. Bardzo mnie skrzywdziłeś, sprawiłeś, że przepłakałam wiele nocy po tym co się między nami wydarzyło, ale kiedy Cię tu przywieźli, całego zakrwawionego coś mną ruszyło, a kiedy zobaczyłam to małżeństwo, zrozumiałam, że gdybyś i Ty umarł, ja umarłabym razem z Tobą. Merlinie, tak mi ciężko. Wiem, że tego nie pamiętasz, ale ja pamiętam każdy szczegół i tak bardzo pragnę o tym zapomnieć, a jednak nie potrafię... - o czym ona mówi do cholery, nie mogę zrozumieć. Jest taka rozkojarzona i roztrzęsiona. - Nie chcę tego czuć co czuję, ale kocham Cię Malfoy. Kochałam Cię każdego dnia i każdej nocy i będę kochać dalej, ale tak mi ciężko, dlaczego musiałeś mnie tak skrzywdzić, dlaczego musiałeś wybrać ją, a nie mnie? - tym razem rozpłakała się już na dobre, przytulając policzek do mojej dłoni i składając na niej pocałunki. Ona mnie kocha. Kocha mnie! Moje serce bije niemiłosiernie szybko, aż sprawia mi ból, podnoszę jej głowę do góry i uśmiecham się najcieplej, najłagodniej, robiąc coś co wiem, że jest złe i zakazane. Ocieram jej łzy, a później moje wargi opadają na jej, łącząc się w desperackim pocałunku, pełnym miłości i tęsknoty, przepełnionym wszystkimi uczuciami jakie do tej pory nam towarzyszyły i wtedy to się dzieje. Ogromny ból spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Odsuwam się od Hermiony, a moją czaszka pulsuje, wyginam się w łuk, nie mogąc złapać oddechu. Co się dzieje... i nagle wszystko wraca. Wspomnienia przewijają mi się przed oczami jakbym był na jakimś filmie. Widzę wszystko. To co chcę i to czego nie chcę pamiętać. To jak ojciec mnie bije i to drugie dobre wspomnienie, kiedy idę do Hogwartu i zaprzyjaźniam się z Blaisem. Później jest coraz lepiej i gorzej zarazem. Pierwsze rozgrywki quidditcha jako szukający, kłótnie z Potterem, Weasleyem i Hermioną... Jej widok kiedy schodzi po schodach w dniu balu. Później zadanie do wykonania dla Czarnego Pana, wojna i powrót na dokończenie nauki w Hogwarcie. I tu jest pięknie. Widzę jak powoli poznajemy się z Hermioną, mając wspólne dormitorium, jak ona powoli się do mnie przekonuje. Widzę nasz pierwszy pocałunek i pierwsze wyznania miłości. Obrazy migają w mojej głowie i wydawałoby się pięknie, kiedy nagle pojawia się ten jeden, jedyny moment, gdzie wszystko spieprzyłem. Dlaczego wtedy nie odepchnąłem tej dziewczyny, kiedy niemalże rzuciła się na mnie i pocałowała? Dlaczego stanąłem jak wryty, nie zdolny do żadnego ruchu, pozwalając, by zgniotła moje wargi w łapczywym pocałunku i dlaczego to wszystko musiała widzieć Hermiona, dla której oczywiste było to, że ją zdradziłem. Cholera, wszystko spieprzyłem, a było tak pięknie.
Otwieram oczy, kiedy ból mija. Patrzę w jej oczy...
- Oh Miona... - szepczę, zgarniając ją w objęcia. - Daj nam druga szansę.


***


No i jak myślicie dała? Dała. A zdziwicie kiedy Wam powiem, że po wyjściu ze szpitala zostaliśmy oficjalnie parą? Tak, ja też sądzę, że nie. Wszyscy patrzyli na nas oczywiście krzywym spojrzeniem. Nie wierzyli w nas i byli święcie przekonani, że się rozstaniemy, ale my się nie daliśmy, brnęliśmy dalej, z dnia na dzień kochając się coraz mocniej, ślepo zapatrzeni w siebie i w swoją miłość, która była szczera i  bezgraniczna.
Mimo wszystko, nigdy nie wybaczyłem sobie tego, że tak bardzo ją skrzywdziłem. Nie ważne, że nie zrobiłem tego świadomie ani z własnej woli. Wstając codziennie rano i kończąc dzień, szeptałem jej przeprosiny, kiedy spała. Wiedziałem, że mi wybaczyła, ale ja nie wybaczyłem samemu sobie.
Do tej pory pamiętam minę Blaise, kiedy wyjawiłem mu, że już w Hogwarcie byliśmy z Hermioną parą. Uderzył mnie w twarz, a ja spojrzałem na niego z irytacją, rozcierając obolałą szczękę, już miałem go opieprzyć, że co on sobie wyobraża, kiedy zobaczyłem, że on płacze. On, Blaise Zabini płakał jak małe dziecko, a ja nie rozumiałem przyczyny. Spojrzałem na niego pytająco, a on uśmiechnął się przez łzy.
- Ponownie zostałem tatą Draco - uśmiechnął się, no tak przecież musiał mieć jakiś interes by wpaść do mnie o tak późnej porze. Poklepałem go po plecach i uśmiechnąłem się z politowaniem.
- To chyba powód do szczęścia Diable - powiedziałem przekornie, upijając łyk whiskey.
Blaise machnął lekceważąco ręką i wytarł twarz.  
- To są łzy szczęścia, Smoku, a zresztą nie ważne, kiedyś zrozumiesz.
Szczerze nie sądziłem, że kiedykolwiek to zrozumiem, ale kiedy uzdrowiciel podawał mi na ręce moją małą córeczkę tuż po tym jak urodziła ją Hermiona, płakałem jak małe dziecko, głośniej chyba od naszej małej Clary, całując na przemian Mione, która była już moją żoną jak i córkę.
Wszystko toczyło się tak jak być powinno i niezmiernie mnie to cieszyło, jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy.
Stojąc obecnie na balkonie w naszym domu, wiem, że życie nie mogło pisać dla mnie lepszego scenariusza. Jestem spełniony i kochany przez najwspanialszą kobietę pod słońcem. Mam córkę i wspaniałych przyjaciół, a...
- Kochanie, wejdź do domu, bo się przeziębisz, jest jesień, a Ty jesteś w samym podkoszulku - odwracam się uśmiechając się szeroko. Stoi przede mną w koronkowej sukience przed kolano. Trzyma rękę na swoim już sporym brzuchu. Podchodzę do niej i całuję delikatnie. Kładę dłoń na jej dłoni.
- Tym razem czuję, że będzie to chłopiec - mówię opierając czoło o jej. - Kocham Cię Hermiono... najmocniej na świecie. - zamykam ją w swoich ramionach, wdychając jej zapach.
Zastanawiam się nad jednym. Czy potrzeba było tak wiele, żeby być szczęśliwym?
W sumie tak... wystarczyło jedynie wpaść pod jadący samochód.


9 komentarzy:

  1. Mogłabym się tutaj rozpisać nad Twoim "wciągającym" stylem pisania, ale myśle, że Ty o tym dobrze wiesz.
    Po prostu pięknie . *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj znalazłam twojego bloga i jestem pod ogromnym wrażeniem. Miniaturka super, ale już nie mogę doczekać się nowego rozdziału.
    eva

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna miniaturka :)
    Całkowicie rozumiem brak czasu, ale mam nadzieję, że niedługo wrócisz :)
    Pozdrawiam,
    L. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie <3 super! Uwielbiam happy endy :))
    Pozdrawiam Literka :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam ciągle czekam na nowy rozdział :C
    I doczekać się nie mogę^^^
    Daj jakiś znak, pokaż, że żyjesz :*
    ''Miaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, witam. ♥
    Jestem u Ciebie nowa, ale już wiem, że będę czytać! <3
    Dzisiaj zamierzam zacząć czytać od początku Twoje opowiadanie. :) Czyli do 1:30 na pewno nie zasnę. :D A jutro szkoła... ;_; Kurde... ale... i tak przeczytam! :D A tak w ogóle to trochę późno to komentuję.. Ale dzisiaj dopiero powróciłam na bloggera więc... xD Mam nadzieję, że mi wybaczysz. <3 Jednak wiedz, że od dzisiaj masz nową czytelniczkę! <3 A co się z tym wiąże? Będziesz miała o jeden komentarz więcej! <3 I nie martw się tym, że nie dodajesz teraz za często. :) Każdy rozumie, że szkoła, nauka, obowiązki domowe, rodzina i przyjaciele. :) Nawet jeślibyś dodawała raz na kilka miesięcy to i tak dobrze, że byś dodawała. :) Na takie wspaniałe opowiadania można czekać wiecznie. <3 Mówię serio... Twoja miniaturka mnie wręcz zauroczyła! <3 Na dodatek.. moje kochane Dramione! ♥ Przeczytałam poprzednią część i... Jejku, no! >_< Za taki talent to trzeba aresztować. ;_; Albo.. oddać na akcję charytatywną: "Podaruj talent Nel". ^_^ Ewentualnie: "Podziel się talentem". A podzielić się możesz z... z Nel! :D Czyli Wiktorią. ^^ Tak, tak, witam, witam. :D A tak wgl. to można wiedzieć jak masz na imię? :D Choć w sumie.. pewnie gdzieś tam piszę na początku rozdziałów czy coś... Więc.. jeśli piszę to pewnie niedługo się dowiem. ^^ I jeszcze... PJONA! :D Również jestem ślizgonką, arystokratką czystej krwi. ^^ Witam, witam. xD Ech... nie no... a co do tej miniaturki.. to po prostu... nosz kurde... po prostu piękne, cudowne, genialne, za dużo masz talentu. <3 I gdybyś chciała to zapraszam na: http://kochaj-walcz-cierp.blogspot.com/ :) Jest tylko Prolog, ale co tam. xD Jednak opowiadanie nie będzie o Dramione ani o HP... jednak będą się tam pojawić o nich miniaturki! ;) I przepraszam za spam, na prawdę...
    I jeszcze raz.. miniaturka cudowna. <3 Wracaj szybko! <3 Weny i czasu życzę! ♥ A teraz... Wiktoria idzie czytać Twoje rozdziały od samego początku... *u* Życz mi żebym dała radę wszystko przeczytać do 1:30... :D
    Pozdrawiam! :*
    Wiktoria. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, masz świetne pomysły, strasznie podoba mi się narracja Draco, fajnie jest dowiedzieć się co myśli chłopak :D
    Jeśli miałabyś czas, zapraszam na swojego bloga, może ci się spodoba
    http://dramione-potrzebuje-zmian.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Twoje rozdziały i miniaturki są świetne naprawdę :* na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, jednak z czasem stawało się ono bardziej. ... magiczne ;) Nie zostawiaj swoich czytelników, daj jakiś znak, że żyjesz.
    M.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde miłe słowo oraz uzasadnioną krytykę.
Oczernianie mnie i bloga, nie będą tolerowane.
Masz swojego bloga? Link zostaw w zakładce spam, na pewno zajrzę.