niedziela, 15 września 2013

Miniaturka pt. '' Błagam, nie odchodź ''



Miało być tak pięknie. Miał być mały, przytulny domek koło jeziora, gromadka dzieci, kudłaty pies i my. Ja i on. Co się popsuło? Życie nie zawsze pisze taki scenariusz jaki byśmy chcieli. Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Nie zawsze, ludzie się zmieniają ... On najwidoczniej nie potrafił się zmienić. Mimo, że obiecywał, że jest inny, że wszystko się zmieniło, że on się zmienił, pozostał tym samym wrednym, podłym i aroganckim Ślizgonem którego tak kochałam, kocham i kochać będę.  Kim jestem? Nazywam się Hermiona Granger i opowiem Wam naszą historię, historię miłości, która nie powinna zaistnieć, jednak zaistniała.

*** 
Pracowałam w Ministerstwie Magii, jako zastępca samego Ministra. Byłam szanowaną czarownicą, dzięki wojnie która się zakończyła. Byłam jedną z Wielkiej Trójcy, czyli kimś sławnym, szanowanym. Ludzie  kiedy przechodzili obok mnie, wyglądali tak, jakby mieli paść na kolana i dziękować, za uratowanie ich świata, naszego świata. Nie lubiłam tego. Zawsze byłam skromna, nie lubiłam być w centrum uwagi, jednak rzadko mi się to udawało. Harry był taki sam jak ja. Skryty, cichy, spokojny, nienawidził szumu, który był wywołany wokół jego nazwiska, mogłam się założyć, że gdyby to od niego zależał, to urodził by się w innej czarodziejskiej rodzinie, jako zwykły czarodziej. Inaczej było z Ronem. Żył on zawsze w cieniu słynnego Harrego Pottera, a kiedy zyskał sławę dzięki Wielkiej Trójcy, poczuł się jak w swoim żywiole, ciągłe wywiady, przechwalanie się, traktowanie innych czarodziejów jak i innych mugoli jako gorszych od siebie, było na porządku dziennym Ronalda. Ciągłe artykuły w gazetach, jego zdjęcia, jego wywiady, były wszędzie i każdy o tym czytał.
Całą trójką pracowaliśmy w ministerstwie. Ja jako zastępca ministra, a Harry jako sam Minister Magi, natomiast Ron, pracował w Departamencie przestrzegania praw czarodziejów. Wiodłam spokojne życie. Rok po zakończeniu wojny, zerwałam z Ronem, jednak zostaliśmy przyjaciółmi, kochałam go jak brata, a nie jako chłopaka. Oboje stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej i pozostaliśmy w przyjacielskich stosunkach. Moi przyjaciele pozakładali rodziny. Ron ożenił się z Lavender i mieli roczną córeczkę Andie. Harry i Cho Chang pobrali się w sierpniu, a Ginny? Ginny ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, zaczęła się spotykać z Blaisem Zabinim. Tylko ja byłam sama i zanosiło się na to, że nic się nie zmieni. Wiodłam spokojne życie. Mój każdy dzień, był rutyną. Wstawałam, szłam do pracy,wracałam z niej i kładłam się spać. Wszystko miałam zaplanowane, wszystko było idealne, do czasu.
Pewnego dnia, Harry powiedział mi, że będziemy mieć nowego pracownika w departamencie Czarodziejskich Gier i Sportów.
Oczywiście jak przystało na zastępcę ministra, poszłam powitać nowego pracownika. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam jego. Mojego odwiecznego wroga, byłego Ślizgona.
- No proszę, proszę – zacmokał – kogo my tu mamy. Granger we własnej osobie.
Stałam sparaliżowana, nie wiedząc co powiedzieć, myślałam, że mój koszmar związany z nim się skończył, że będę miała od niego spokój, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
- I co się tak gapisz Granger? – zapytał wrednie, a ja się otrząsnęłam.
- Miałam powitać nowego pracownika, ale widzę, że powitanie, kogoś takiego jak Ty, nie było dobrym pomysłem – odpyskowałam.
-No, no, widzę, że komuś się języczek wyostrzył, trzeba będzie go trochę przytemperować – powiedział, a ja czułam, że krew się we mnie gotuję.
- Nic tu po mnie, żegnaj Malfoy – odeszłam wolnym krokiem, nie odwracając się nawet za siebie.
- Do zobaczenia, Granger! Do zobaczenia – krzyknął jeszcze za mną.
Miałam nadzieję, że więcej go nie zobaczę, jednak trudno nie spotykać ludzi, którzy pracują w tym samym miejscu co i Ty, prawda? Przekonałam się o tym już następnego dnia.
Szłam nie patrząc przed siebie, przeglądając papiery, które musiałam wypełnić, nie zauważyłam, że z naprzeciwka ktoś idzie i takim sposobem ja wraz z wszystkimi papierami upadła na posadzkę.
- Przepraszam, powinienem był uważać – mówił, wtedy jeszcze nie wiedziałam kto to jest.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziałam i zaczęłam zbierać białe kartki.
- Pomogę pani – jak powiedział tak zrobił. Trwało to może chwile, ale kiedy podawał mi papiery, musnął delikatnie moją dłoń, a przez moje ciało przeszła spazm dreszczy.   
- Dziękuję – powiedziałam i podniosła głowę kiedy w końcu stanęłam na nogach.
- Nie ma za co, Granger – odpowiedział i uśmiechnął się tak szczerze, a ja myślałam, że zemdleję z wrażenia. Draco Malfoy nie dość, że mi pomógł do jeszcze się uśmiechnął i odszedł jak gdyby nigdy nic, a ja stałam tam jak głupia i patrzyłam z otwartą buzią, na postać która znikała w głębi korytarza.
Później było jeszcze dziwniej, Malfoy, kiedy tylko mnie widział, uśmiechał się do mnie, witał się, a kiedy się nigdzie nie śpieszył, rozmawiał ze mną, ale nie tak po chamsku, tylko tak .. normalnie. Jednak największy szok, przeżyłam dokładnie miesiąc później.
- Cześć Hermiono – czy wspominałam już, że Draco, zaczął nazywać mnie po imieniu? Chyba nie, ale już wiecie.
- Cześć – odparłam.
- Słuchaj .. czy możemy porozmawiać?
- Jasne.
- Bo ja ... ja chciałem Cię przeprosić.
Wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy, czyżby Draco Malfoy mnie przepraszał? Tylko za co?
- Za co? – zapytałam.
- Za wszystko. Począwszy od wyzwisk, kończąc na uprzykszaniu życia, podczas szkoły.
Zastanawiałam się chwilę, czy mogę mu zaufać. Czy on na pewno nie kłamie.
- Nie wiem czy mogę Ci ufać ... – powiedziałam.
- Zmieniłem się, nie jestem tym samym człowiekiem co kiedyś – pierwsze kłamstwo.
- Nie chcę później żałować, dając Ci szansę na nowe życie.
- Nie będziesz.  Obiecuję – drugie kłamstwo.
- A więc dobrze, wybaczam – powiedziałam, a on uśmiechnął się szczerze i pocałował mnie w policzek, a później wyszedł z mojego gabinetu, jak gdyby nigdy nic.
Byłam głupia. Głupia i naiwna. Uwierzyłam człowiekowi, największemu wrogowi, byłemu Ślizgonowi, myślałam, że się zmienił, naprawdę w to wierzyłam. Nie wiedziałam jak bardzo się myliłam ...
Nasze kontakty się ociepliły jeszcze bardziej, rozmawialiśmy jak starzy znajomi, a nawet przyjaciele, śmialiśmy się, dyskutowaliśmy, przekomarzaliśmy. Zaczęłam go bardzo lubić, za bardzo i to mnie przerażało. Byliśmy przyjaciółmi, a mi to niestety nie wystarczało, chciałam więcej. Dlaczego? Sama nie wiedziałam kiedy się w nim zakochałam. Kochałam jego stalowe tęczówki, kochałam jego aksamitny głos, kochałam jego łobuzerski uśmiech, kochałam go całego. Ale nie wyglądało na to, by nasza znajomość miała się posunąć dalej, do czasu ...
Wychodziłam do domu. Byłam padnięta po pracy. Marzyłam tylko o tym by zanurzyć się w wannie gorącej wody. Stukot moich obcasów, odbijał się echem od ścian ministerstwa.
- Hermiono! Hermiono, poczekaj! – usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam Draco, biegł w moją stronę, mimowolnie uśmiechnęłam się, był to taki uroczy widok.
- Wychodzisz już? – zapytał, kiedy już do mnie dobiegł.
- Tak – odpowiedziałam.
- Mam propozycję ... – zaczął.
- Tak?
- Umów się ze mną? – wypalił.
Byłam zszokowana, zaskoczona, szczęśliwa i wniebowzięta.
- Kiedy?
- Choćby i teraz – uśmiechnął się do mnie błagalnie, a ja nie miałam serca mu odmówić, zresztą, ja nie chciałam mu odmówić.
- Gdzie?
- Zobaczysz – podał mi ramię, które uchwyciłam, poczułam szarpnięcie w okolicach pępka, a już po chwili stałam, gdzie bardzo wysoko, u boku mężczyzny, który skradł moje serce.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytałam, nie za bardzo orientując się gdzie nas zabrał.
- W Paryżu.
- Gdzie?!
- W Paryżu, na wieży Eiffle – odparł spokojnie – chodź – pociągnął mnie za rękę, a ja zarumieniłam się od samego jego dotyku.
Zaprowadził mnie, tam gdzie mieliśmy doskonały widok na Paryż. Było już ciemno i tak magicznie. Zobaczyłam, że przede mną stoi stolik z dwoma krzesłami. Paliły się na nim świeczki, dodając romantyczny nastrój.  Skądś wydobywała się wolna i romantyczna muzyka.
- Proszę to dla Ciebie – powiedział, a ja ze zdziwieniem odwróciłam głowę w jego stronę, trzymał on bukiet herbacianych róż, moich ulubionych.
- Dziękuję. Ale .. ale z jakiej to okazji? – zapytałam przyjmując bukiet.
- Czy zawsze musi być jakaś okazja? – uśmiechnął się łobuzersko i zaprowadził mnie do stolika, odsuwając krzesło bym mogła usiąść, po czym sam zajął swoje miejsce. Klasnął w dłonie, a na stoliku pojawiło się jedzenie. Uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie, było pyszne. Ponownie klasnął w dłonie, a przede mną stał kieliszek, napełniony do połowy winem, tak samo jak Draco.
- Chodź – powiedział i wstał z miejsca, stanął na przeciwko mnie i wyciągnął dłoń by pomóc mi wstać, ujęłam ją i pozwoliłam, by poprowadził mnie tam gdzie chciał.
Staliśmy na wieży Eiffla, opierając się o barierkę i podziwiając Paryż, podczas nocy. Było pięknie i romantycznie.
- Draco ... – odezwałam się cicho, sama za bardzo nie wiedząc co chcę powiedzieć. On odwrócił głowę w moją stronę, wyglądał niczym grecki bóg, w poświacie księżyca, jego oczy błyszczały, a włosy powiewały pod delikatnym podmuchem wiatru. Pokonał dzielącą nas odległość i stanął bardzo blisko mnie. Stykaliśmy się ciałami, jego włosy łaskotały moje czoło, nie miałam odwagi unieś głowy do góry by spojrzeć w jego tęczówki. On chyba zdając sobie z tego sprawę, położył delikatnie dłoń na moim podbródku i uniósł go do góry. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jedną rękę położył na mojej tali, a drugą pogładził mój policzek, schylił się, a gdy już miał mnie pocałować zawahał się na chwilę, jednak była to tylko chwila, bo już kilka sekund później poczułam jego usta na moich wargach. Początkowo pocałunek był pełen pasji i czułości, lecz szybko zmienił się na namiętny i pełen pożądania, nawet się nie obejrzałam, a już staliśmy w sypialni Dracona. Pozbywaliśmy się swoich ubrań, całowaliśmy zachłannie, jakby jutra miało nie być. Pamiętam, kiedy wziął mnie na ręce i zaniósł do łózka, pamiętam kiedy staliśmy się jednością, pamiętam jego wysportowane ciało, pamiętam jego usta na swoich, pamiętam jego dotyk, jego ciepło, pamiętam go całego.
Następnego dnia obudziłam się w ramionach blondyna, byłam spełniona, szczęśliwa i zakochana ...  
Było mi tak dobrze, jednak nie wiedziałam czy on czuje do mnie to samo, czy kocha mnie choć odrobinę, czy w ogóle coś do mnie czuje.
Spotykaliśmy się regularnie, nie każde spotkania kończyły się u mnie bądź u jego w sypialni, jednak ja nadal nie usłyszałam tych ważnych słów które chciałam usłyszeć.
Pewnego dnia, kiedy leżeliśmy spoceni w moim łóżku i dochodziliśmy po tak cudownym spełnieniu, powiedział:
- Pamiętaj, że mi na Tobie zależy, tak bardzo jak na nikim innym i nigdy w to nie wątp – kolejne kłamstwo, w które uwierzyłam.
- Kocham Cię – te słowa wypłynęły z moich ust mimowolnie, spojrzałam w jego oczy, które były przepełnione szczęściem.
- Ja Ciebie też – odpowiedział, a ja byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, kłamał, znowu kłamał, ale ja o tym nie wiedziałam, żyłam złudzeniami, żyłam jego zasadami, jego pieprzoną grą.
Planowaliśmy się pobrać, planowaliśmy domek gdzieś na odludziu, z dala od ludzi, planowaliśmy gromadkę dzieci, mieliśmy być szczęśliwi, obiecywał, słowa nie dotrzymał. Każdego cholernego dnia, zapewniał mnie, że mnie kocha, że jest ze mną szczęśliwy, kłamał, a ja mu wierzyłam. Zamieszkaliśmy razem, było cudownie, lecz zawsze musi się coś spieprzyć, prawda?
Wyszłam z pracy, szłam do domu, do jego domu, do naszego domu. Byłam już przy wyjściu, kiedy usłyszałam czyiś szept. Zdziwiłam się, bo przecież o tej godzinie wszyscy już są w domu. Podeszłam bliżej i słuchałam, a mój świat się zawalił.
- No, no Draco, muszę powiedzieć, że nieźle omamiłeś tą szlamę – zadrwił jakiś głos którego nigdy nie słyszałam.
- Ja też myślałem, że będzie trudniej, a tu proszę, taka niespodzianka – kolejny głos, ten znała, to był Draco, jej Draco.
- Naiwna z niej szlama – zaśmiał się perfidnie, mężczyzna, którego nie znała – Ej Dracze czemu jesteś taki przygnębiony? Powinieneś się cieszyć, wygrałeś dwie butelki whiskey!
- Jasne .. – mruknął.
Poczułam łzy cisnące się mi do oczu, nie chciałam dłużej tego słuchać. Puściłam się biegiem do wyjścia, a później teleportowałam się do naszego wspólnego domu, by zabrać swoje rzeczy i wynieść się z jego życia, raz na zawsze.
Wpadłam do naszej wspólnej sypialni, otworzyłam szafę z ubraniami, przywołałam walizkę i zaczęłam wrzucać do niej ciuchy, nie patrzyłam czy są moje czy jego, słone krople moczyły moje policzki, mocząc także ubrania. Chciałam się stamtąd ja najszybciej wynieść, nie zostawiając po sobie śladu, nie udało mi się.
- Hermiona co Ty robisz? – zapytał mnie, kiedy wszedł do naszej sypialni.
- Wyprowadzam się – odpowiedziałam przez łzy.
- Co? Dlaczego?!
- Zabawiłeś się już moim kosztem. Racja jestem naiwna, bo uwierzyłam w Twoje kłamstwa, ale czy naprawdę jestem warta tylko dwie butelki ognistej? – płakałam, patrząc mu prosto w oczy. Był zszokowany tym co mówię, chyba nie spodziewał się, że się o tym dowiem.
- Hermiona, to nie tak ... – zaczął, ale nie dałam mu skończyć, za bardzo bolało, za bardzo.
- Nie tak? A jak? Założyłeś się o mnie! Nienawidzę Cię! Nie chcę Cię znać! – krzyknęłam, widziałam ból w jego oczach, mnie też bolało, cholera i to jak bardzo.
- Daj mi wytłumaczyć – jego ton głosu był błagalny, ale ja byłam nie ugięta, nie chciałam mieć z tym człowiekiem już nic do czynienia.
- Nie chcę tego słuchać – powiedziałam i złapałam rączkę walizki z zamiarem wyjścia, ale zastąpił mi drogę.
- Błagam, nie odchodź – rzekł, spojrzałam na niego i zobaczyłam twarz człowieka którego tak kochałam, który tak bardzo mnie skrzywdził., który teraz płakał, tak, płakał, błagając mnie bym nie odchodziła, bym została, ale ja nie potrafiłam zostać, nie potrafiłam na niego patrzeć.
- Daj mi odejść – szepnęłam, ciągle płacząc.
- Hermiona ... Hermiona ... Błagam, nie odchodź – powtórzył i zalał się kolejnymi łzami. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, nigdy nie widziałam by płakał. Ale ja już nie wierzyłam w jego łzy. Okłamywał mnie tyle czasu, więc czemu miałabym mu teraz wierzyć? Czemu miałabym mu wierzyć.
- Daj mi odejść – powtórzyłam.
- Błagam, nie odchodź. Proszę, nie odchodź. Kocham Cię. Ja nie potrafię bez Ciebie żyć! – płakaliśmy razem. Byliśmy od siebie uzależnieni, jak narkomani. Nie potrafiłam bez niego żyć, ale nie potrafiłam żyć także z nim. Byłam roztrzęsiona, załamana i zraniona.
- Nie kłam! Przestań kłamać! Nigdy mnie nie kochałeś! Kłamałeś, cały czas kłamałeś! – krzyknęłam przez łzy. Chciałam odejść, a on mi na to nie pozwalał.
- Błagam, nie odchodź. Nie zostawiaj mnie – powtarzał niczym litanie, cały czas płacząc.
- Nie chcę Cię znać – szepnęłam i teleportowałam się z głuchym trzaskiem.
Miało być pięknie, pamiętasz, kochanie? Mówiłeś, że zrobisz dla mnie wszystko, mówiłeś, że jestem wyjątkowa, że mnie nigdy nie zostawisz, że Ci na mnie zależy. Kłamałeś, kochanie. A ja Ci wierzyłam, wierzyłam, bo moja miłość do Ciebie była tak wielka, że nie wyobrażałam sobie życia, bez Ciebie. To tak jakbyś był moim tlenem, bez którego nie mogę żyć.
Wróciłam do swojego domu, starałam się żyć normalnie, ale nie potrafiłam. Dostawałam sowy z listami od niego, których nie czytałam. Codziennie wysyłał mi herbaciane róże. Codziennie chciał ze mną porozmawiać. Miałam tego dość. Chciałam zapomnieć ale jak mogę zapomnieć o człowieku, którego kochałam i kocham? Planowałam wyjazd za granicę, jednak nie mogłam tego zrobić, nie chciałam zostawiać przyjaciół którzy i tak się o mnie martwili.

Miesiąc później dostałam kolejny list od Draco. Nie chciałam go czytać, ale coś mnie do tego podkusiło. Otworzyłam kopertę drżącymi rękami i przeczytałam list.


Londyn, 18.10.2002
Kochanie,

Nie chcesz mnie znać, nienawidzisz mnie, wiem o tym. Wiem, że nie chcesz słuchać moich wytłumaczeń i w sumie się nie dziwię. Jestem dupkiem, palantem, idiotą. Miałem najwspanialszą kobietę na ziemi, a przez własną głupotę ją straciłem.
Wiem, że nie chcesz tego słuchać, wiem, że nie chcesz mnie znać, ale ja muszę Ci wytłumaczyć, by móc odejść na tamten świat, wiedząc, że wiesz wszystko.
Nie widziałem Cię od czasu zakończenia Hogwartu. Przez ten czas zmieniłem się, przestałem patrzeć na czystość krwi, bo wiedziałem, że nie od tego zależy jakim jest się człowiekiem. Jednak wiesz, że nie każdy przestał patrzeć na krew. Bardzo dużo czarodziei, nadal dzieli nas na szlamy i  czysto-krwistych. 
Zacząłem prace w ministerstwie, już pierwszego dnia zauważyłem, że jesteś inna niż każda kobieta, jedyna, wyjątkowa. Jesteś piękna, inteligentna i mądra, od razu zwróciłem na Ciebie uwagę. Chciałem się do Ciebie zbliżyć, ale za bardzo nie wiedziałem jak, a kiedy już mi się to udało, pojawił się Nott. Mój kumpel z dawnych lat. Zaproponował mi ten zakład, zakład o Ciebie, kochanie. Chciałem się nie zgodzić, ale musiałem. Kilka dni wcześniej Potter, poprosił mnie o pomoc, chciał wyłapać resztę śmierciożerców, a Nott był jednym z nich, musiałem się zgodzić na ten zakład, by Potter mógł go złapać i wsadzić do Azkabanu, jak resztę jego przyjaciół. Miałem nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiesz. Tego dnia, kiedy się wyprowadziłaś, rozmawialiśmy o zakładzie, tego dnia mieli go w końcu złapać i złapali, udało się. Wróciłem do domu szczęśliwy, że już po wszystkim, że już nie będę musiał udawać, nie pomyślałem o jednym, że Ty możesz się o tym dowiedzieć. Nott obstawiał, że prześpisz się ze mną dopiero po miesiącu, a my kochaliśmy się już dwa tygodnie później po naszej rozmowie, wygrałem ten pieprzony zakład, który nigdy nie powinien się pojawić. Przepraszam, przepraszam kochanie, że byłem takim palantem.
Jestem uzależniony, uzależniony od Ciebie, skarbie. Czuję jakbym był na głodzie. Nie ma Cię, nie widzę Cię, nie czuję Cię, nie słyszę Cię, ręce mi drżą, a ja sam popadam w paranoje. Każda kobieta która przechodzi na ulicy, wydaje mi się, że to Ty. W nocy mam koszmary, budzę się z krzykiem chcę się do Ciebie przytulić – nie ma Cię. Krzyczę, tłukę wszystko z bezsilności.
To co teraz odczuwam jest gorsze nic dostać z dziesięć razy cruciatusem. Ból, który czuję w sercu, jest sto razy gorszy od wszystkich innych. Nie potrafię bez Ciebie żyć, kochanie i Ty dobrze o tym wiesz.
Codziennie rano, robię śniadanie dla dwóch osób, licząc, że to jednak pieprzony sen, że jednak
wciąż ze mną jesteś, że jesteś tuz obok mnie. Zawsze czekam az zejdziesz ze schodów w swoim kusym szlafroczków i uśmiechniesz się do mnie, tak jak tylko Ty potrafisz. Czekam i czekam, a Ciebie nie ma. A moja podświadomość mówi, że to nie sen, Ciebie nie ma i już nie będzie, ale ja nie wierzę. Czekam dalej, dopóki nie muszę wyjść do pracy. I wtedy uświadamiam sobie, że Cię nie ma, że cię nie ma, kochanie.
Wracam do domu i krzyczę do Ciebie, że wróciłem do domu, odpowiada mi głucha cisza, biegnę  zaglądam do wszystkich pokoi  już wiem, że Cię nie ma, że odeszłaś, że już nie wrócisz, kochanie.
Piję, cały czas piję, topię wszystkie moje smutki w ognistej whiskey. Jak to powiedziałaś? Pytałaś mnie, czy jesteś tyle warta co ognista? Nie, jesteś warta dużo więcej, oddałbym wszystko, by znów mieć Cię przy sobie, kochanie.
Jestem skończony, nie ma już dla mnie miejsca na tym w świecie, zycie bez Ciebie to nie życie. Postanowiłem, że z tym skończę, kochanie. Pamiętaj, że zawsze Cię kochałem i nigdy nie przestanę. Pamiętaj, że zawsze byłaś tą jedyną, Hermiono. Pamiętaj, że żałuję, cholernie żałuję.
Pewnie teraz, gdy czytasz ten list mnie już nie ma na tym świecie, a może jeszcze żyje? Może zabraknie mi odwagi, by z sobą skończyć? Ale wiem, że muszę, bo Ty byłaś moim światem, a Ciebie nie ma, więc mnie tez nie powinno tu być.

                               Na zawsze Twój
Draco


Przeczytałam list i nie zastanawiając się wiele, teleportowałam się do jego domu. Przeszukałam wszystkie pokoje, została tylko łazienka. Wpadłam do niej jak torpeda, a widok który tam zastałam, zwalił mnie z nóg.
Draco. Mój Draco. Leżał pod ścianą z podciętymi żyłami z których obficie sączyła się krew a obok niego leżało puste opakowanie po lekach na sennych, musiał wziąć całe opakowanie oraz żyletki pobrudzone krwią, jego krwią. Chciał umrzeć, prze mnie. Nie liczyło się dla mnie teraz, czy się o mnie założył czy nie. Czy kłamał czy nie. Czy mnie kochał czy nie. Ja go kochałam i nie mogłam pozwolić mu zginąć, nie teraz, kiedy dowiedziałam się, że będziemy mieć dziecko. Owoc miłości mojej i Draco, owoc zakazany.
Wysłałam patronusa po uzdrowicieli, przybyli od razu, zabrali go do Munga, a ja? A ja, oparłam się o ścianę w łazience i próbowałam uspokoić swoje rozdygotane ciało.

***

Czy nasza historia powinna się tak skończyć? Samobójstwem ukochanej osoby? Czy powinnam była go zostawić? Dlaczego nie dałam mu szansy na wyjaśnienia? Może wtedy, nie siedziałabym teraz w szpitalu i prosiła wszystkie bóstwa świata by żył.
Jestem Hermiona Granger i nie wyobrażam sobie życia bez Dracona Malfoy’a.
Jestem Hermiona Granger i nie potrafię o nim zapomnieć.
Jestem Hermiona Granger i uświadomiłam sobie, że jestem pieprzoną egoistką.
Jestem Hermiona Granger i żałuję, że nie dałam mu szansy na wytłumaczenie.
Jestem Hermiona Granger i nie wybaczę sobie jeśli on nie przeżyje.
Jestem Hermiona Granger i jeśli on umrze, ja umrę razem z nim.

***

Tak! Udało się żyje! Siedzę przy jego łóżku i ściskam jego bladą dłoń. Moją twarz pokrywają łzy szczęścia, cieszę się, że nic mu nie jest, cieszę się, że jest cały i zdrowy, cieszę się, że on żyje.
Patrzę na jego spokojną twarz i myślę co by było gdyby go zabrakło? Nawet nie chcę o ty myśleć.
Nagle Draco otwiera delikatnie oczy, mruga delikatnie powiekami i patrzy na mnie.
- Jestem w niebie? – pyta, a ja uśmiecham się do niego.
- Nie, nie jesteś – odpowiadam.
- Jesteś – mówi szeptem i ściska moją dłoń.
Przypomniało mi się, że muszę iść po lekarza, chce się podnieść, ale Draco mocniej zaciska dłoń na mojej, nie chcąc mnie puścić.
- Błagam, nie odchodź ... – szepcze, a w jego oczach stają łzy.
- Nigdzie się nie wybieram, kochanie – całuję go krótko w usta i zostaję przy nim.

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza sie bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.


~~***~~***~~

No i proszę, kolejna miniaturka lecz w wasze raczki, mam nadzieję, że się spodobała :)
Zaczynam pracować nad kolejną i pojawi się może już niebawem, a co do rozdziału, mam już połowę.
Pozdrawiam
Lacarnum Inflamare

piątek, 6 września 2013

Miniaturka I '' Miłość Zakazana która nie miała prawa bytu''




Mam dzisiaj urodziny, kończę 14 lat, więc ...
Oto moja niespodzianka! Miniaturka pt. ''Miłość Zakazana która nie miała prawa bytu''.

Londyn, 19.09.1999

Hermiono!

Wiem, że teraz kiedy zaczynasz czytać ten list, chcesz go najchętniej podrzeć i spalić, jednak proszę Cie, przeczytaj go do samego końca. To bardzo ważne.
Hermiono. Tak dziwnie mówić do Ciebie po imieniu, zawsze byłaś dla mnie Granger, kujonicą, bądź po prostu zwykłą Panną-Wiem-To –Wszystko, ale czy na pewno? Nie wiesz wszystkiego Hermiono i szczerze myślałem, że się nigdy o tym nie dowiesz, jednak ja, nie potrafię inaczej i muszę Ci o tym opowiedzieć. O mnie, o Tobie, o Nas. To tak jakby nasza wspólna, a zarazem oddzielna historia, Hermiono.
Może zacznijmy od początku. Pamiętasz może naszą pierwszą podróż do Hogwartu? Pewnie, że pamiętasz, takich rzeczy się nie zapomina.
Wpadłaś do mojego przedziału szukając ropuchy Longbottona. Wiesz, w pierwszym momencie mogłem dać sobie głowę uciąć, że pochodzisz z arystokratycznej rodziny, że Twoja krew jest tak samo nieskazitelna co moja. Jednak kiedy się mi przedstawiłaś, już wiedziałem, że snułem błędne przypuszczenia. Liczyła się dla mnie tylko i wyłącznie czystość krwi, więc brzydziłem się ludźmi tego samego pokroju co Ty, byłem, gówniarzem, podłym i aroganckim, bardziej niż dziesięciu Ślizgonów razem wziętych. Tak, taki byłem i nie wstydzę się do tego przyznać.To wtedy po raz pierwszy pokazałem Ci ile dla mnie znaczysz, tyle ile jakiś sśmieć, brudny, sponiewierany i wyrzucony, jak bardzo się myliłem? Sam tego nie wiedziałem.  Przepraszam, Hermiono. Wiem, że jest Ci ciężko to czytać, ale musisz! Słyszysz? Musisz to przeczytać, musisz mnie wysłuchać, do końca, samego końca.
Pierwszy rok. Byłaś najlepszą uczennicą, zawsze we wszystkim perfekcyjna, mimo moich docinków na korytarzach, podziwiałem Cię. Ignorowałaś mnie, nie dawałaś po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób bolą Cię moje chamskie komentarze na Twój temat. Brnęłaś do przodu, nie patrząc pod nogi z dumną uniesioną głową.Wiesz, kiedy weszłaś do tej łazienki, wtedy kiedy zaatakował Cię troll, poszedłem za Tobą ... Płakałaś. To był impuls, wiedziałem, że muszę do Ciebie iść, pocieszyć, porozmawiać, cokolwiek, byle tylko być przy Tobie, lecz uprzedzili mnie Potter i Weasley, spóźniłem się. Wtedy po raz pierwszy zmarnowałem swoją szansę, byś zaczęła postrzegać mnie jako innego człowieka, Hermiono.
Drugi rok. To wtedy nazwałem Cię po raz pierwszy szlamą .. nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję, jak bardzo bym chciał cofnąć czas, by zacząć od nowa, ale się nie da, dlatego też piszę ten list. Patrzyłem Ci prosto w oczy, kiedy wypowiadałam to słowo, to obrzydliwie, plugawe słowo, którym nigdy nie powinnaś być nazwana. Doskonale pamiętam ból i cierpienie w Twoich czekoladowych oczach w których później pojawiły się łzy, łzy spowodowane przeze mnie. Płakałaś przeze mnie i nigdy sobie tego nie wybaczę. Później kiedy zostałaś spetryfikowana, byłem pierwszą osobą która odwiedziła Cię w Skrzydle Szpitalnym. Tak Hermiono. Ja jako pierwszy, wpadłem do Skrzydła niczym burza, kiedy tylko dowiedziałem się co się stało. Usiadłem przy Twoim łóżku i delikatnie pogładziłem Twoją drobniutką dłoń. Patrzyłem na Ciebie i prosiłem Merlina by nic Ci nie było. Kiedy odzyskałaś ‘’ życie ‘’ miałem ochotę podbiec do Ciebie i wyściskać, za to, że po prostu jesteś i żyjesz, jednak byłem tchórzem i brakło mi odwagi. Zmarnowałem po raz drugi swoją szansę.
Trzeci rok. Pewnie zawsze zastanawiałaś się, dlaczego podszedłem do tego hipogryfa. Otóż zobaczyłem jak łapiesz go za rękę. Patrzyłem jak Twoja dłoń chwyta jego, patrzyłem i nie mogłem uwierzyć, a moja nienawiść do łasica wzrastała z każdą minutą i wtedy podjąłem decyzję, chciałem Ci zaimponować, popisać si przed Tobą, pokazać to jaki nie jestem, lecz znowu dałem ciała i wyszedłem na ostatnią ofiarą losu. Byłem pieprzonym egoistą który myślał tylko o sobie. Nie wiem czy mi uwierzysz, ale kiedy mój ojciec zobaczył, co to ptaszysko zrobiło mi w rękę wpadł w furię i obiecał, że Hipogryf zostanie ukarany, prosiłem, błagałem by tego nie robił, bo wiedziałem, że zostanę stracony w Twoich oczach, potraktował mnie crucio, za to, że śmiem się mu sprzeciwiać, ale ja właściwie nie czułem bólu, bo myślałem o Tobie, Hermiono. Tak o Tobie. Wiedziałem, że byś była ze mnie dumna, gdybyś się dowiedziała, że się mu postawiłem. Jednak moje starania poszły i tak na marne, bo już kilka dni później jak mu tam było, chyba Hardodziop, prawda? Tak, chyba tak, został skazany na śmierć. Pamiętam, kiedy poszłem zobaczyć czy już po wszystkim razem z Crabbem i Goylem, a Ty wtedy wybiegłaś z zamku. Odwróciłem się w Twoją stronę i podziwiałem jak Twoje włosy rozwiewa wiatr, poczułem zapach konwalii, to Twój ulubiony zapach Hermiono, prawda? Patrzyłem, nie mogąc oderwać od Ciebie oczu, dopóki nie przystawiłaś mi różdżki do gardła, nie bałem się, wiedziałem, że jestem tylko kawałem sukinsyna, a śmierć zadana przez Ciebie byłaby spełnieniem marzeń, jednak Ty miałaś najwidoczniej inne plany, uderzyłaś mnie z całej siły w nos, należało mi się. Wiem to.
Czwarty rok. Nie pamiętam całego roku, Hermiono, bo jednym i jedynym wydarzeniem o którym chce pamiętać, jak i zapomnieć to bal bożonarodzeniowy. Kiedy Cię zobaczyłem ... nadal nie potrafię tego określić jak pięknie wyglądałaś ... pięknie? Przepięknie? To za mało. Wyglądałaś jak bogini, nawet nie wiesz jak zazdrościłem Krumowi, że będzie miał Ciebie na wyłączność przez cały wieczór. Zazdrościłem mu, cholera ja mu zazdrościłem i byłem cholernie zazdrosny o Ciebie. Byłaś jedyna, wyjątkowa i nie powtarzalna. Tak bardzo chciałem byś była moja, tylko i wyłącznie moja, jednak byłem od początku na straconej pozycji, wiedziałem, że nie wygram tej wojny Hermiono, wojny o Ciebie. 
              Piąty rok. Cholerna brygada inkwizycyjna. Wiem, że postrzegałaś mnie jako palanta, który stara się uprzykrzyć życie gorszym ode mnie, jednak ja nie miałem na celu poniżania, uprzykrzania życia Tobie i Twoim przyjaciołom. Ja chciałem Was, Ciebie, chronić Hermiono. Tylko i wyłącznie Ciebie. Nie chciałem by coś Ci się stało, żeby ta ropucha Cię złapała. Wiem, że możesz mi nie uwierzyć, ale to ja podsunąłem pomysł Zgredkowi z Pokojem Życzeń. Cały czas kręciłem i kłamałem w żywe oczy nauczycielom oraz temu żałosnemu charłakowi. Nie chciałem Was wydać, nie chciałem bys cierpiała. Ale Was złapali. Patrzyłem jaka byłaś zawiedziona kiedy Umbridge trzymała Was w swoim gabinecie, widziałem żal i rozczarowanie w Twoich oczach, a moje serce krajało się na ten widok, ale jednak wpadłaś na jakiś pomysł, a ja już wiedziałem, że nie poddasz się bez walki, w końcu byłaś odważna, dzielna i mądra, a ja? A ja byłem i jestem zapatrzony w Ciebie jak obrazek, najcenniejszy obrazek.
Kiedy wsadzili mojego ojca do Azkabanu, cieszyłem się jak trzylatek któremu mama kupiła lizaka.
Myślałem, że już z niego nie wyjdzie, taką miałem nadzieję, bo była by to moja szansa by się do Ciebie zbliżyć Hermiono, byś może dała mi drugą szansę i odwzajemniła moje uczucie którym Cię darzyłem i darzę nadal, lecz znowu się myliłem.
                Szósty rok. Dostałem zadanie, tak jak już wiesz, by zabić Dumbledore. Wiesz, starałem się na wszelkie sposoby go uśmiercić, byś tylko nie dowiedziała się, że to ja za tym stoję, by Twoja nienawiść do mnie nie wzrosła. Ponownie mi się nie udało, stałem i patrzyłem na tego starca, a przed oczami miałem Ciebie i już wiedziałem, że tego nie zrobię, że go nie zabiję, bo byś mi nie wybaczyła, prawda? Później uciekłem. Uciekłem jak zwykły tchórz którym byłem, nie potrafiłem się postawić ojcu, nie potrafiłem powiedzieć Ci tego co czuję, ani poradzić sobie z własnym ‘’ja’’. Jestem i byłem tchórzem.
                 Siódmy rok. Kiedy jechaliśmy do Hogwartu przeszukałem wszystkie przedziały. Czego szukałem? Szukałem Ciebie. Wieści o tym, że nie wracasz by zakończyć naukę rozniosły się jak burza, jednak ja i tak liczyłem, że może jednak to nie prawda i siedzisz gdzieś w którymś wagonie i czytasz jakąś grubą książkę, wpadałem w coraz gorszą panikę, kiedy z każdym kolejnym wagonem z każdym kolejnym przedziałem, uświadamiałem sobie, że to prawda, że nie jedziesz do Hogwartu, że chcesz uratować świat, a ja? A ja siedziałem załamany i modliłem się, by tylko nic Ci się nie stało.
Wojna. Pokój życzeń. Nie chodziło mi o to, żeby Was pojmać Hermiono. Chodziło mi o to, żeby przetrzymać Cię w nim, najlepiej dopóki nie skończy się wojna, żebyś była bezpieczna i żyła, to była dla mnie najważniejsze, jednak los i tym razem nie poszedł po mojej myśli, ponownie zawiodłem, ponownie okazałem się bezwartościowym sukinsynem.
Wiesz, że podczas wojny przeszedłem na tą dobrą stronę? Pewnie, że nie wiesz, bo niby skąd. Ale zrobiłem to dla Ciebie, kochanie. Tak, dla Ciebie. Wiedziałem, że byś była ze mnie dumna,wiedziałem, że byś poparła moją decyzję. Kiedy walczyłem, dostałem z dziesięć razy crucio od własnego ojca.
Pojedynkowaliśmy się na śmierć i życie, pojedynkowaliśmy się o Ciebie Hermiono. Dowiedział się o moich uczuciach do Ciebie, nie wiem skąd, nie wiem jak, nie pytaj mnie oto, ale tym razem pierwszy raz wygrałem, zabiłem go, zabiłem własnego ojca.
Powinienem być dumny i cieszyć się z takiego obrotu spraw, myślałem, że będę mógł do Ciebie pójść i powiedzieć co czuję. Szukałem Cię. Biegłem po korytarzach, by Cię znaleśźć. Nabrałem odwagi i byłem gotów wyznać, wyznać to co dusiłem w sobie od samego początku. I wtedy Was zobaczyłem. Ciebie i Weasley’a, a mój świat, runął jak domek z kart. Zrozumiałem, że ja na Ciebie nie zasługuje i, to nie możliwe byśmy byli razem, byśmy byli szczęśliwi, tak jak normalna para. A kiedy się otrząsnąłem, odszedłem,bo wiedziałem, że moja miłość do Ciebie nie ma prawa bycia.
                Stwarzałem pozory, przez cały czas kiedy uczyliśmy się w Hogwarcie. Kłamałem i wychodziło mi świetnie. Mówiłem ‘’ szlama ‘’ kiedy chciałem powiedzieć ‘’ kochanie ‘’. Szydziłem z Twoich łez, kiedy tak naprawdę chciałem wziąć Cię w ramiona i nigdy nie puszczać, tak byś nigdy nie uroniła prze ze mnie ani przez nikogo innego, ani jednej łzy.
                To śmieszne, że pisze do Ciebie w dniu Twoich 19 urodzin, kiedy na pewno układasz sobie życie, planując ślub i gromadkę dzieci. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym być tam z Tobą, obok Ciebie, jak bardzo chciałbym, żeby Twoje plany dotyczyły także mnie. Aby ślub który planujesz, brała ze mną, a dla gromadki Twoich dzieci byłbym ojcem, prawdziwym ojcem, którego ja nigdy nie miałem.
                                                                                                                                                             Kocham Cię
                                                                                                                                                                  Draco

Ps. Jutro wyjeżdżam do Stanów.

- Do Hermiony Granger – powiedział do małej szarej sówki, która chwyciła zaadresowany list i wyleciała przez okno, do pewnej uroczej szatynki.

***

Czytała list, jego list. Jej ręce drżały, a po policzkach spływały strumienie łez. Dlaczego on mówi jej to dopiero teraz? Przecież nie wyśmiała by go, gdyby jej o tym powiedział wcześniej. Jakby mogła? Skoro sama darzyła go tym samym uczuciem co i on ją. Kochała go jak nikogo innego. Miłością zakazaną która, nie ma prawa bytu, jednak kochała. Jak to możliwe? Zakochała się w największym wrogu, który codziennie zamieniał jej życie w piekło. Nieprawdopodobne, a jednak. Kiedy to się zaczęło? W szóstej klasie
Płakała, znowu przez niego płakała, znowu ją zranił, znowu bolało, znowu przez niego. Kochała go, kochała Rona, przynajmniej jej się tak wydawało, a on ją cały czas ranił, cały czas pokazywał ile dla niego znaczy, tyle co nic, zwykła dziewucha, która jest potrzebna do odrobienia i sprawdzenia pracy domowej.
Chciała znaleźć ustronne miejsce, gdzie będzie sama i będzie mogła dać upust swoim emocjom i wtedy jej się przypomniało gdzie nikt nigdy nie zagląda. Łazienka Jęczącej Marty.
Po policzkach ciekły jej łzy, sprawiając, że nie widziała dobrze drogi, wyglądała okropnie, włosy potargane, a pod powiekami miała zacieki po tuszu, usta popękane, a oczy czerwone i zapuchnięte.
Wpadła do łazienki, mocno trzaskając drzwiami, a kiedy tylko przekroczyła próg, od razu upadła na kolana i jeszcze głośniej zaszlochała.
- Kto tu jest? – ktoś zadał pytanie. Uniosła głowę i spojrzała w stronę umywalek, gdzie było zupełnie ciemno, jednak kiedy zmrużyła oczy zobaczyła zarys postaci, męskiej postaci.
- Kim jesteś? – zapytała. Jej głos drżał, a ręce się trzęsły, bała się.
I wtedy ten mężczyzna wyszedł z cienia, a jej oczy wyszły z orbit. Stał przed nią w całej okazałości, stał przed nią sam Draco Malfoy.
- Co tu robisz? – spytał, a ona zapomniała jak się mówi, więc rozpłakała się na nowo.
- Co się stało? – kolejne pytanie.
- Leć Malfoy. Leć i powiedz wszystkim co zobaczyłeś. Nic nie wartą szlamę, która użalała się nad samą sobą.
Spodziewała się, że ją wyśmieje, wyzwie od szlam, powie jaka to ona jest głupia, wyjdzie  wszystkim rozpowie to co widział, ale że zrobi coś takiego.. tego by się nie spodziewała.
Uklęknął obok niej i przytulił, a ona która potrzebowała właśnie tego, wtuliła się w jego ramiona. Siedzieli na podłodze wtuleni w siebie, było jej tak dobrze, że nie zauważyła nawet, że chłopak także płacze mocząc przy okazji jej puszyste włosy.
Wtedy zrozumiała, że nie kocha Rona. Ona kocha zupełnie kogo innego. Człowieka którego uważała za największego wroga ... 
Biegła ile sił w nogach. Zadzwoniła do kogo trzeba i już wiedziała o której i gdzie ma samolot. Nie mógł wyjechać. Nie teraz. Kiedy mogli być szczęśliwi.
Zobaczyła go. Podawał bilet, kobiecie o czarnych włosach. Stał do niej tyłem, ale ona i tak poznała, by go wszędzie. On był jedyny i wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju.
- Draco! – krzyknęła.
Odwrócił si do niej powoli, a kiedy ją ujrzał otworzy szerzej oczy. Nie czekała na nic, podbiegła do niego rzucając mu się na szyję. Objął ją w pasie, zdezorientowany, a ona rozpłakała się jak małe dziecko.
- Nie wyjeżdżaj! Nie możesz wyjechać – mówiła.
- Muszę. Życie bez Ciebie nie ma dla mnie sensu – odpowiedział.
- Nie zostawiaj mnie, Draco. Bądź przy mnie i nigdy nie opuszczaj, słyszysz? - Spojrzała mu w oczy – Bo kocham Cię tak mocno, że gotowa bym była oddać za Ciebie życie.
Patrzył na nią oniemiały. Jego największe marzenie właśnie się spełniło. Nie wiedział co powiedzieć, więc tylko pochylił nad nią głowę i musnął wargami jej usta. Hermiona szybko oddała jego pocałunek , był on subtelny, pełen pasji i czułości, wyrażał wszystkie uczucia które się w nich kłębiły.
- Tak bardzo Cię kocham – szepnął, patrząc jej prosto w oczy.
- Ja Ciebie też – odpowiedziała również szeptem.

3 miesiące później ...

- Wyjdziesz za mnie? – klęczał na jednym kolanie, patrząc na kobietę swojego życia, jego ukochaną, jego
Hermionę, której właśnie w oczach stanęły łzy szczęścia.
- Tak – zdołała wykrztusić i rzuciła się na Draco. Przewracając się razem z nim na podłogę, na przemian całując i mówiąc jak to go bardzo kocha.

Pół roku później ...

- Ja Draco Lucjusz Malfoy, biorę Ciebie Hermiono Jean Granger za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Hermiona Jean Granger, biorę Ciebie Draconie Lucjuszu Malfoy, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Rok później ...

- Draco! Draco!
- Co się stało, kochanie?
- Jestem w ciąży!
Podniósł swoją żonę do góry i okręcił w koło, był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, miał ukochaną żonę, która była w ciąży! Czego chcieć więcej?
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.