wtorek, 24 grudnia 2013

Miniaturka pt. Niespodziewany gość


Hermiona ciastka dekoruje,
Draco je próbuje.
Blaise kolędy wykrzykuje,
Ginny się nad nim załamuje.
Luna budyń konsumuje,
Neville także go próbuje.
Harry choinkę dekoruje,
Ron nim dyryguje.
Fred uśmiecha się do nich z nieba,
Pani Weasley składa gorące życzenia.
Święta, Swięta - krzyczy George.
Wszyscy Życzą Wam Wesołych Świąt!

Kochani!

Z racji tego, że dziś Wigilia, chciałabym życzyć Wam wszystkiego co najlepsze!

Zero problemów na co dzień, dużo uśmiechu na twarzy, by smutek nigdy nie zagościł w Waszym życiu.
Dużo weny pisarką! Prezentów pod choinkę całą kupę! Niech się spełnią Wasze największe marzenia.
Najlepszych ocen w szkole, wspaniałych przygód miłosnych, dużo pieniędzy na co tam tylko chcecie.
Dużo zdrowia, miłości w rodzicie, bajkowych wspomnieć.
Niech te Święta okażą się najlepszymi w Waszym Życiu
Życzę Wam wszystkiego co najlepsze i co sobie życzycie! 

Wasz dzisiejszy Swięty Mikołaj,
Lacarnum Inflamare 

Ps. Miniaturka jest dziwna. Od razu mówię, że taka historia w życiu, by się i przydarzyła, ale jako mała dziewczynka zawsze chciałam coś takiego przeżyć, dlatego też przelałam moje marzenia na papier  o to proszę.

***


Dwudziesty czwarty grudnia. Siedzę jak zwykle sam przy wielkim stole. Stoi na nim mnóstwo jedzenia, poczynając od karpia, a na barszczu kończąc. Wszystko jest urządzone w przepychu. Nie ma tu miejsca na biede i prostotę, to po prostu nie w moim stylu.
Jest tak jak co roku. Siadam przy stole. Jem kolacje i siadam przed mugolskim telewizorem, którego nie mogło zabraknąć w moim domu. Nie ma miejsca na dzielenie się opłatkiem, odpakowywanie prezentów, śpiewanie kolęd. Coroczna rutyna jest rytuałem.
Nie chodzi o to, że nie lubię świąt. Ja ich po prostu nie czuję. Ten magiczny czas mnie po prostu przerasta. A choinka, kolorowe lampki, skarpety wywieszone na kominku to coś co nigdy nie znalazło i zapewne nie znajdzie w moim domu.
Ciemne, zielone ściany dominują w całym mieszkaniu. Biało-czarne kafelki są wyłożone równo w całym domu. To mój azyl, moja otchłań ciemności... Mroczny, ciemny, siejący spustoszenie. Dokładnie taki jak ja.  Taki sam. Samotny. Niebezpieczny. Jednak mimo wszystko czułem się w nim dobrze, bo to był mój dom, mój własny, jedyny dom.
Wyciągam rękę i nalewam sobie wina do kieliszka, który stoi po mojej prawej stronie. Upijam łyk, delektując się tym jak jego smak delikatnie pieści moje kubki smakowe. Przymykam oczy, wsłuchując się w swój miarowy oddech, którego dźwięk, zagłusza jedynie tykanie zegara. Mimo wszystko w pomieszczeniu panuje idealna cisza, która aż mnie przeraża. Jednak życie nauczyło mnie być silnym i niczego nielękającym się człowiekiem.
Dom jest duży, a wręcz ogromy. Posiada trzy piętra, a na każdym mieszczą się mniej więcej trzy sypialnie, dwie łazienki i jeden salon. Szczerze powiedziawszy nie wchodziłem do niektórych pomieszczeń już od bardzo dawna, wliczając w to możliwość, że w ogóle niektórych nigdy nie odkryłem. 
Kiedy nakładam na talerz świątecznego karpia, rozlega się dzwonek do drzwi. Mimochodem zerkam na jeden, pusty talerz. Mimo, że święta to dla mnie nic ciekawego, ani wspaniałego, tradycja to tradycja, a miejsce dla kogoś kto potrzebuje schronienia znajduje się za każdym razem na moim stole w ten jeden, jedyny dzień w roku.
Dźwięk dzwonka rozlega się ponownie, a ja podnoszę się z miejsca i ruszam w stronę drzwi. Zastanawiam się kto to może być, w dodatku o tej porze. Zegarek wybija północ, gdy otwieram drzwi. Czuję się tak, jakby to właśnie on zwiastował mi coś nowego i niezapomnianego, jakby wiedział coś czego ja nie wiem i podpowiadał mi co ma za chwilę się wydarzyć.
Patrzę przed siebie. Śnieg sypie niemiłosiernie, a gałęzie drzew uginają się pod wpływem silnego wiatru. Prawdziwa zima nastała na dobre pierwszy raz od kilku lat. Nie jest wskazane wychodzić z domu w taką pogodę, bo mimo, że jest to czas świąteczny, łatwo może człowiekowi stać się krzywda .
            - Wesołych Świąt – z letargu wyrywa mnie cichutki głosik. Zdezorientowany zerkam w dół i nie myląc się, widzę drobną kobietę. Jest niskiego wzrostu, sięga mi może do klatki piersiowej, jeśli nie jeszcze niżej. Jej kasztanowe włosy, są przykryte grupą czapką, jednak kosmyki, które z poza niej wystają rozwiewa wiatr. Ma zaróżowione policzki i oczy lśniące jak gwiazdy na niebie, dzisiejszej nocy. Zerkając w dół, widzę, że nie jest za ciepło ubrana. Płaszczyk, który nie wygląda na zimowy, ledwo okrywa jej ciało, jakby był na nią za mały. Palce ma sine od mrozu, a buty po przedzierane na czubkach palców, lecz mimo wszystko uśmiecha się ciepło.
Jestem złym człowiekiem. Tyranem, przestępcą, mordercą. Nie należę do ludzi, którzy przyjmują innych z otwartymi ramionami, ani takimi, którzy wszystkim ufają. A jednak... A jednak bez  słowa, sam siebie nie rozumiejąc, otwieram na oścież drzwi i wpuszczam ją do środka. Coś we mnie czuje, że właśnie ta dziewczyna ma w sobie to coś... coś czego u innych zawsze mi brakowało.
Zamykam za drzwi i odwracam się do tyłu. Okazuję się, że nieznajoma stoi centralnie przede mną i uśmiecha się nieśmiało.
            - Przepraszam, że Pana nachodzę, ale nie mam się gdzie podziać – mówi cicho, tak jakby miała problemy z głosem.
            - I musiała Pani zawitać akurat do mnie? – mimo całego dziwnego uczucia, które trafiło we mnie jak grom z jasnego nieba, nie mogę podarować sobie wrednych uszczypliwości, taki po prostu jestem.
Widzę jak w jej oczach pojawia się błysk żalu. Czuję, jak mój żołądek się kurczy, a mnie samego dopadają wyrzuty sumienia. Nie wiem co ze sobą począć, więc ruszam do jadalni w której jem kolację wigilijną.
            - Na co czekasz? – warczę na dziewczynę, która nadal stoi jak wmurowana i nie ma zamiaru się ruszyć. Odwraca się w moją stronę i uśmiecha... znowu... znowu ciepło... Zdejmuje płaszczyk i wiesza na wieszaku w holu, ruszając w moją stronę.
Na sobie ma poszarpaną bluzkę. Gdzieniegdzie jest pobrudzona krwią i jakimiś plamami, których nie potrafię zidentyfikować. Spodnie z wycieruchu także są podarte i ewidentnie za duże, już nie wspominając o butach, których nie zdjęła.
            - Siadaj – wskazuję jej miejsce, a ta posłusznie siada na przeciwko mnie. Mam nieodparte wrażenie, że coś jej się stało i coś z nią jest nie tak, jednak ona idealnie to maskuje.
            - Przypominasz mi chłopaka z którym niegdyś chodziłam do szkoły – odezwała się. Patrzę na nią marszcząc brwi lecz nic nie odpowiadam, a zamiast tego zajmuję się konsumowaniem karpia, którego wcześniej nie zdążyłem nawet zacząć.
            - Dlaczego nie podzielimy się opłatkiem? – pyta, przyglądając mi się uważnie. Spoglądam na nią spod przymrużonych powiek. Ona także kogoś mi przypomina. Nie każda osoba zadaje tyle pytań.
            - Bo mi się tak podoba – warczę, tracąc nad sobą panowanie. Wkurzyłem się. Nie dość, że po raz pierwszy okazuje przed kimś serce – o ile takie posiadam – to po raz pierwszy od bardzo dawna spędzam te święta z kimś, nie samotnie, a ona nie potrafi tego docenić i narzeka... jakby było na co.
            - Co to za święta... – mruczy, a ja mam tego dość. Nie jestem osobą, choćby w najmniejszym stopniu cierpliwą. Wszystko muszę mieć podane na tacy i bardzo szybko, inaczej... inaczej nikt nie chce poznać mojego gniewu. Zaciskam zęby, a moje oczy ciskają błyskawice.
            - Skoro moje święta są takie okropne to czemu do mnie przyszłaś?! Czemu się do mnie przybłąkałaś?! Nie potrzebowałem i nie potrzebuję nikogo! Idź i świętuj ze swoją rodziną, nikt Cię tu nie chce! – krzyczę, podnosząc się równocześnie z miejsca i kierując się w stronę wyjściowych drzwi. Otwieram je na oścież, aż dziewczyna raczy wyjść z mojego domu. Czy ja chciałem tak wiele? To naprawdę tak dużo, że chciałem spędzić święta sam na sam z ognistą whiskey w dłoni? Naprawdę?
            - Kiedy byłam mała miałam wspaniałe święta. Wszyscy moi krewni zjeżdżali się do mojego domu i razem świętowaliśmy. Nigdy na stole nie zabrakło miejsca dla takiej osoby, która nie ma się gdzie podziać. Każdy był u nas mile widziany. Co roku wyczekiwałam świąt Bożego Narodzenia, bo był to dla mnie magiczny czas. Uwielbiałam śpiewać kolędy, rozpakowywać prezenty, dzielić sie opłatkiem z innymi. Świętować i spędzać czas z rodziną... kiedy byłam jeszcze dzieckiem moje życie było wspaniałe... takie jakie każde dziecko sobie marzy... – mówi na jednym wydechu, a ja chcąc nie chcąc zamykam drzwi i z westchnieniem ruszam w stronę jadalni. Jej historia mnie zaciekawiła... Czuję, jakbyśmy byli do siebie bardzo podobni, a zarazem bardzo odlegli...
            - Dlaczego nie spędzasz tegorocznych świąt z rodzicami, rodziną? – pytam. To chore co właśnie teraz się dzieje. Nawet jej nie znam, a jednak jakaś niewidzialna siła ciągnie mnie do niej. Normalny człowiek wyrzuciłby ją na zbity pysk, tymczasem ja... ja siedzę z nią przy jednym stole i rozmawiam... a właściwie słucham, zgłębiając jej tajemnicę, których zapewne nikomu nie mówiła.
            - Uwierzyłbyś jeśli powiedziałabym, że istnieją dwa światy? Że są ludzie, którzy nie są tacy jak wszyscy? Tacy, którzy posiadają magiczne zdolności? – to oczywiste, że tak, sam jestem taką osobą... Przez moją głowę przelatuje tysiące myśli i mimo wszystkich moich chęci nie mogę jej  powiedzieć, że jestem czarodziejem. Kiwam głową na znak, że wierzę, to chyba jest oczywiste...
            - Od małego byłam inna. Różniłam się od moich rówieśników, a w końcu, kiedy nadeszły moje jedenaste urodziny zrozumiałam dlaczego. W pewnym sensie można by powiedzieć, że byłam kimś wyjątkowym... – zaczyna mówić, a ja wsłuchuję się jej słowa z zainteresowaniem. To może wydać się dziwne, ale mam wrażenie... cholerne wrażenie, że mówi o tym, że jest czarownicą. – Poszłam do szkoły. Jednak nie była to zwyczajna uczelnia. Coś w podobnie do internatu, ale niezupełnie – wyjaśnia. – Poznałam tam moich pierwszych przyjaciół... Moją pierwszą miłość... Pierwszego wroga... Przeżywałam niesamowite przygody, których w połowę byś za pewne nie uwierzył. Byłam szczęśliwa. Jednak wszystko co piękne szybko się kończy, a ja dorosłam. Mój książę na białym koniu przestał wydawać się taki idealny jak za czasów, kiedy miałam czternaście, siedemnaście lat, lecz, kiedy chciałam od niego odejść nie pozwolił mi. Po skończeniu szkoły, porwał mnie... nie mam pojęcia jak wytłumaczył innym, moje nagłe zniknięcie. Wiem jedno – nikt mnie nie szukał, nikt nie przejął się moim zniknięciem. Więził mnie w piwnicy swojego domu. Nie dawał pić, ani jeść i gwałcił, kiedy tylko mu się podobało. Próbowałam uciekać, ale nigdy mi się to nie udawało. Dopiero dzisiaj, 24 grudnia, po siedmiu latach krzywdy i upokorzeń udało mi się... Po raz pierwszy od siedmiu lat jestem wolna... Chyba rozumiesz czemu nie spędzam świąt z rodziną? Ja nie mam rodziny. Jestem sama... – kończy upijając łyk wina, który, nalałem jej do kieliszka, kiedy opowiadała swoją – mrożącą krew w żyłach – historię.
Opieram łokcie na stole, a głowę o dłonie. Przyglądam jej się uważnie wstrząśnięty jej burzliwą przeszłością. Mimo, że jestem kimś okrutnym i podłym, szczerze jej współczuję, a później spokojnie i bez większych ceregieli, wypowiadam słowa, które wstrząsają nią doszczętnie:
            - Jesteś czarownicą – mówię przyglądając się jej reakcji. Szok, niedowierzanie, zdziwienie – malują się na jej zaniedbanej twarzy. Przyglądam się jej jeszcze dokładniej i widzę jaka jest piękna... I nie mogę odeprzeć wrażenia, że kogoś mi przypomina... ale nie mam pojęcia kogo.
            - Co? – pyta bezsensu.
            - Nie mówisz udawać. Ja sam nim jestem – wszelkie granice, przesądy puszczają... Bariera, która nas dzieliła opada bezwiednie na ziemię, a my pozostajemy obnażeni w nietypowy sposób. Czuję, że ta kobieta, która siedzi przede mną jest mi bardzo bliska, a zarazem tak daleka. Wyciągam do niej dłoń, chcąc się przedstawić.
            - Draco Malfoy – mówię i czekam na uścisk dłoni w zamian widzę szok w jej czekoladowych oczach. Szatynka pospiesznie wstaje z krzesła i rusza w stronę drzwi wyjściowych. Patrzę na nią zastanawiając się co źle zrobiłem...
            - Hej! Poczekaj... – mówię i wstaję ruszając w jej stronę.
            - Chyba będzie lepiej jak już pójdę... Dziękuję za gościnę – patrzy mi prosto w oczy i zakłada swój na pewno niezimowy płaszczyk.
            - Przecież sama powiedziałaś, że nie masz się gdzie podziać – szepczę. Dziwna siła mnie do niej ciągnie, a przecież nawet jej nie znam. Kto by pomyślał, że coś takiego strzeli we mnie akurat w wigilię. Jednak istnieje coś takiego jak magia świąt.
Nie odzywa się. Czar, który wytworzył się podczas, gdy siedzieliśmy przy wielkim stole, powoli pryska, a ja na siłę staram się go zatrzymać. I nagle, jakby sam Bóg dał mi jakiś znak rozpoznaję te wielkie oczy, tę głębię czekolady w której kochałem zatapiać się w szkole. To była ona... Moja nemezis... Moja bogini w ludzkim ciele... Mój promyk nadziei, który nigdy nie dowiedział się jak mi na nim zależy...
            - Granger... To naprawdę Ty... – mówię cicho, robiąc krok w jej stronę. Widzę przerażenie w jej oczach. No tak... czego miałbym się spodziewać. Rzucenia się w ramiona i obsypaniem pocałunkami mej twarzy? Przeklinam swoją głupotę w duchu. Jak po tych wszystkich latach ona miałaby mi niby ufać, albo tolerować? Żałuję tylko tego, że nigdy nie powiedziałem jej jak bardzo mi na niej zależy, jak bardzo bałem się o nią podczas wojny, jak bardzo ją kochałem i kocham nadal, tak bardzo, że aż mnie to przeraża.
            - Malfoy... Ja przepraszam... Już sobie idę, nie chciałam Ci przysparzać problemów -  plącze się w zeznaniach, zupełnie niepotrzebnie. Nie chcę by odchodziła, ale nie wiem jak ją zatrzymać. Drapię się nerwowo po głowie i przyglądam się jej  uważnie. I wtem do mojej głowy wpada tysiąc różnych obrazów na raz.
Zakończenie siódmego roku – Hermiona płacząca i starająca się wyrwać z objęć Weasley’a.
Pierwszy rok jako dorosły człowiek – Hermiona zlękniona robiąca zakupy w jednym sklepie na Pokątnej
Dwudziesty piąty grudnia, drugie święta samotnie spędzone – Hermiona z podbitym okiem przedziera się przez zaspy śniegu, śpiesząc się do domu.
Kiedy sobie przypomnę ile razy spotykałem ją przypadkowo na ulicy... ile razy mijałem się z nią w sklepach... Żałuję, że nigdy nie zareagowałem tak jak powinienem. Już wtedy, gdy zobaczyłem ją z podbitym okiem poczułem niemiły skurcz w żołądku, ale nic nie zrobiłem, bałem się od tak podejść do niej i zabrać ją do swojego domu. Co ona, by na to powiedziała?
A, kiedy widzę na jej odsłoniętym ramieniu ogromnego siniaka kolejne obrazy, tym razem mojej wyobraźni zaczynają szybować przed moimi oczami.
Hermiona błagająca o litość, kiedy Weasley zaczynał ją gwałcić.
Hermiona płacząca, kiedy po raz kolejny dał jej w twarz, kiedy poprosiła o jedzenie.
Hermiona wystraszona, kiedy po raz pierwszy Weasley przyłapał ją na próbie ucieczki.
Przymykam oczy chcąc wymazać ze swojej głowy bolące obrazy, a kiedy je otwieram, Granger uśmiecha się do mnie nieśmiało i po krótkim skinieniu głową, otwiera drzwi. Chłodny wiatr uderza we nie ze zdwojoną siłą i to właśnie dzięki niemu przychodzi otrzeźwienie, a ja podejmuję najważniejszą decyzję w moim życiu.
Nie zastanawiając się długo łapię ją za rękę, nie pozwalając odejść. Przyciągam ją do siebie, tak, że jej głowa opiera się na mojej piersi. Wolną ręką zamykam drzwi, a później czuję ją w swoich objęciach jak histerycznie zanosi się płaczem. To dziwne, że właśnie przede mną się otwiera – przede mną, największym wrogiem sprzed lat – uspokajam ją gładząc po plecach i po włosach. Nie potrzebuję słów. Wiem dlaczego tak cierpi. Nienawidzę Weasley’a tak bardzo, że mam ochotę wyjść i pójść do niego i zabić na miejscu. Nie mogę pojąć jak on mógł tak bardzo ją skrzywdzić. Jak mógł zadać cierpienie tak wspaniałej osobie jak Hermiona. Bydlak... Merlinie jak ja go nienawidzę.
Przez siedem lat żyła z człowiekiem, którego nienawidziła. Z człowiekiem, który gardził nią całym sobą. Z człowiekiem, który zadawał jej ból i upokarzał na każdy możliwy sposób. A mimo to była silna i wytrwała... aż siedem lat. I dopiero teraz daje opust swoim emocjom... dopiero teraz pokazuje jak bardzo było jej źle. A ja mimo wszystko uśmiecham się, bo to właśnie przede mną się otworzyła. Choć zapewne pała do mnie jeszcze większą nienawiścią niż siedem lat temu.
Prowadzę ją do stołu. Czuję, że właśnie te święta coś odmienią w moim życiu. Sadzam ją na krześle i idę po chusteczki higieniczne. Po chwili jestem już z powrotem i wycieram zapłakane policzki oraz oczy siedzącej przede mną szatynki. Mimo wszystko uśmiecha się do mnie z wdzięcznością. Siorpie cicho nosem, powoli się uspokajając.
            - Zostań ze mną – szepczę, sam sobie dziwiąc się za taką odwagę. Patrze w jej zapuchnięte oczy i nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest piękna. W czerwonych i zapuchniętych oczach, zaróżowionych policzkach, w starym podartym ubraniu – zawsze była dla mnie piękna, nie zważając na czas i miejsce, bo to była moja Granger, moja Hermiona.
            - Nie powinnam – odpowiada.
            - Nie masz się gdzie podziać. Mój dom jest duży. Bez problemu pomieści nas dwoje. Nie chcę byś zamarzła gdzieś tam na dworze.
            - Dlaczego to robisz?
            - Co takiego?
            - Pomagasz mi, choć mnie nienawidzisz...
            - Nie wiesz wszystkiego Granger. Nie wszystko jest takie jak w Twoich domysłach.
Widzę jak zamiera na chwilę, a później uśmiecha się z wdzięcznością. Podjęła decyzję. Słuszną dla niej, wspaniałą dla mnie. Siadam na swoim miejscu. Karp, który starałem się zjeść już ostygł, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Konsumuję go powoli, przyglądając się uważnie szatynce. Ostrożnie, tak, by nie zauważyła szczypię się w rękę, sprawdzając czy aby to na pewno nie sen. To nie jawa, to rzeczywistość.
Wielokrotnie śniłem o takim scenariuszu. Razem jemy kolację wigilijną, tylko, że obok nas biegają małe szkraby. Szkoda, że to tylko moje marzenia, wymysły mojej bujnej wyobraźni. Kiedy sięgam po misę z sałatką nasze dłonie się spotykają. Nie kontrolując swoich reakcji, chowam jej drobną dłoń w swojej. Gładzę ją delikatnie kciukiem. Ma tak delikatną skórę.
Hermiona speszona, spuszcza głowę. A ja nie potrafię puścić jej dłoni. To silniejsze ode mnie. Za pomocą różdżki włączam magnetofon, a cicha melodia wypełnia pomieszczenie. Wstaje z miejsca i nie puszczając jej ręki, staję na przeciwko niej. Patrzy mi w oczy, a ja czekam na jej ruch. Uśmiecha się delikatnie i podnosi się z miejsca. Splatamy nasze palce, obejmuję ją w talii, przyciągając ją bliżej siebie. Kładzie mi wolną dłoń na ramieniu, a twarz przyciska do mojej piersi.
Po raz pierwszy od bardzo dawna jestem szczęśliwy. Na dworze kolędnicy śpiewają Cichą Noc... Gdzieś na niebie spada spadająca gwiazda. Moi sąsiedzi składają sobie życzenia. Gdzieś dalej jakiś bezdomny dokarmia swojego jedynego przyjaciela – psa, zwykłego kundelka, zwyczajne stworzenia, a dla tego bezdomnego to ktoś wyjątkowy. Jakaś młoda kobieta płacze z radości, kiedy jej chłopak klęka na jedno kolano i wyciąga czerwone pudełko.
Okręcam ją w okół siebie. Ja też jestem szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. To zdecydowanie najlepsze święta w moim życiu.
Łapę za jej podbródek. Unoszę jej głowę i kierowany dziwnym uczuciem schylam się, by ją pocałować. Otwiera usta, przymyka oczy dając mi przyzwolenie na dalsze działania.
            - Przepraszam... – mówię, kiedy jej oddech owiewa moją twarz. – Przepraszam za wszystko... – to ostatnie co mówię, a już po chwili nasze usta łączą się w czułym pocałunku. Przyciskam ją mocno do siebie. Nie chcę, by ta chwila mijała. Moje marzenia się spełniły. To najlepszy prezent świąteczny w całym moim życiu.
            - Wesołych Świąt – szepczę, gdy się od siebie odrywamy.
            - Wesołych Świąt, Draco... – odpowiada, a moje serca podskakuje w rytm miłości. Tak, te Święta są zdecydowanie wesołe, wspaniałe i najlepsze w moim życiu.

***

            - Tatusiu! – krzyczy mała, blond włosa dziewczynka.
            - Tak skarbie? – odpowiadam, wychylając się za drzwi kuchni.
            - Scorpius powiedział, że w tym roku na gwiazdkę dostanę rózgę, bo byłam niegrzeczna! – mówi wydymając śmiesznie wargi. – Powiedz, że to nie prawda! Święty Mikołaj nie może być taki niedobry! – tupie nóżką, wywołując u mnie śmiech. Poważnieje, jednak widząc jej obrażoną i poważną minę.
            - Scor! – wołam, a w drzwiach pojawia się dziesięciolatek.
            - Ja nic nie zrobiłem! – unosi ręce w obronnym geście. Uśmiecham się.
            - Nigdy więcej nie strasz siostry – mówię., starając się być poważny, lecz słabo mi to wychodzi.
            - Dobrze tato – odpowiada chłopak i wchodzi z powrotem do swojego pokoju.
            - Tatoo! – woła oburzona siedmioletnia Kate.
            - No przecież powiedziałem, żeby tak więcej nie robił! – patrzę na nią, unosząc wysoko brew.
            - Miałeś skazać go na tortury! – krzyżuje ręce na piersi, przypominając moją żonę. Śmiejąc się podchodzę do niej i biorę na ręce. Targam jej długie blond włosy.
            - Ej! – krzyczy oburzona, ale kiedy zaczynam ją łaskotać, szybko jej twarz wykrzywia radosny uśmiech, a cały dom wypełnia pisk i śmiech siedmiolatki.
Piętro wyżej rozlega się płacz dziecka. A na mnie rzuca się dwójka małych łobuzów liczących trzy latka.
            - Tato! Hana się obudziła! – mały brunet o niebieskich oczach chwyta twarz ojca w swoje drobne rączki.
            - Właśnie! – krzyczy jego brat bliźniak pakując się na kanapę obok Kate.
            - Denis, Brian co Wy znów przeskrobaliście? – pytam podejrzliwie przyglądając się rodzeństwu.
            - My? Niiiic! – odpowiadają równocześnie.
Nagle na schodach rozlegają się kroki. Wszyscy odwracamy się w tamtą stronę, a Scorpius wychodzi ze swojego pokoju.
Po drewnianych stopniach kroczy moja piękna żona. Jej kręcone loki opadając kaskadami na plecy, uśmiech zdobi jej twarz. Ja także się uśmiecham. Podchodzę do niej i całuję w czółko naszą najmłodszą latorośl – Hanę. A następnie moją kobietę w usta, wywołując jęk obrzydzenia u wszystkich moich dzieci.
Śmieję się cicho i biorę moją małą księżniczkę w swoje ramiona. Podchodzimy wszyscy do wielkiego stołu. Odsuwam jedną ręką krzesło mojej żonie. Siada i uśmiecha się z wdzięcznością. Małą Hanę kładę w wózku. Reszta naszych dzieci samemu siada przy stole. Jest Wigilia. Za oknem kolędnicy śpiewają Cichą Noc. W naszym domu leci Święty Czas. Dzieci zaczynają śpiewać i dzielić się opłatkiem. Robię to samo z Hermioną. Hermioną Malfoy. Moją żoną.
I tak. Uwielbiam święta. Mam wspaniałą żonę. Piątkę dzieci. A święta to mój ulubiony czas w roku.
Dołączam się do śpiewania. Już od kilku lat jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. I mogę zdradzić Wam jedną tajemnicę:
Marzenia się spełniają, a ja jestem tego dowodem.


WESOŁYCH ŚWIĄT!

28 komentarzy:

  1. Mój drogi Jezu, jakie to kochane *.* Przepiękne. Wiesz co? W tej chwili pierwszy raz w tym roku poczułam Święta. Dziękuję Ci za to. Wesołych Świąt! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia :)

    Wesołych Świąt!
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała miniaturka :) Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezu.... Cudowna miniaturka. Przepiękna.
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie klimatyczna i niezmiernie mi się podoba. Dawno nie czytałam tak dobrej miniaturki ;)
    Wesołych Świąt,
    L. ;*
    Zapraszam na: http://dramione-luthien.blogspot.com/ , również na miniaturkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepięknie :). Ta historia mnie po prostu zachwyciła, a do tego masz po prostu idealny styl pisania, sama chciałabym potrafić opisywać tak jak ty i te retrospekcje.. :). Dziękuję za te pełne pozytywnych wrażeń chwile - pozdro Angie

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne!!! Nie moje przestać się uśmiechać, rozczulilo mnie to. :)
    WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo, a w ooczach łzy zagościły :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudo tutaj wyskrobałaś <3 Wesołyyych Świąt ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo piękna historia. I jeszcze czuć ten świąteczny klimat....
    No i zakończenie cudne...Draco z Herm oraz piątką ich dzieci ;)

    Wesołych Świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nic dodać, nic ująć <3 widzisz miałaś wenę i coś dla nas napisałaś. Dla ciebie było to opisanie swoich marzeń a dla nas czas na przemyślenie magii świąt ( a przynajmniej dla mnie). xd A ja z niecierpliwością czekam na kolejną notkę, oby to był rozdział, ale miniaturką nie pogardzę ^^
    Pozdrawiam,
    Życzę weny,
    Agnes Delaquere

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak dla mnie, Hermiona zbyt łatwo przełamała lęk i otworzyła się przed Malfoy'em. Technicznie rzecz biorąc, po 7 latach takich katuszy, powinna uciekać przed każdym napotkanym mężczyzną, a nie całować się z pierwszym, który jest dla niej miły, ale... nie będę się czepiać! Nie bierz tego gadania do siebie :) Miniaturka jest cudowna i ma w sobie wiele magii. Czegoś takiego szukałam i potrzebowałam :) Naprawdę poprawiłaś mi humor na całą noc i myślę, że także jutrzejszy dzień :)
    Piękna.
    Pozdrawiam bardzo ciepło <3
    DiaMent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem i w 100 % zgadzam się z Tobą.
      To coś nierealnego i nigdy taka historia, by się nie wydarzyła. Hermiona od tak nie wybaczyła Draconowi.
      Ale przelałam na papier marzenia małej dziewczynki, która przed snem wymyśliła swoje własne historie o księciu z bajki. I mimo, że nie były one prawdziwy i wiedziała, że nie ujrzą światła dziennego to marzyła, bo wiedziała, że świat, który wymyśla jest piękniejszy i idealny, taki jaki zawsze chciała, by był.
      Mam nadzieję, że rozumiesz.
      Dziękuję za szczerość. :)

      Usuń
  13. Zdecydowanie za bardzo wyideailozwana i troszkę sztuczna. Ale przez to tak bardzo świąteczna i piękna. Mimo że pierwsze zdanie może być raczej mylące bardzo mi się podobała, jest w takim świątecznym klimacie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiło mi się bardzo przykro... Sztuczna? Sztuczne są marzenia małej dziewczynki, która wyobrażała sobie idealne święta? Pisałam prosto z serca, przelałam na papier swoje marzenia w wieku 5-8 lat. Pokazałam przez tą miniaturę siebie z świątecznym klimatem. Ukazałam rąbek moich tajemnic, marzeń... a Ty mówisz mi, że to jest ''zdecydowanie sztuczna''? Nie jestem zła, tylko jest mi przykro... bo to już nie chodzi o nawet tę miniaturkę, tylko o mnie...
      Wydealizowana? A jaki marzenia małych dzieci nie są idealne? Jakie dziecko nie marzy o pięknych świętach? O szczęśliwym domu, kochanych rodzicach, rodzeństwie, prezentach, choince... Świat dziecka jest idealny i nie ma w nim miejsca na choćby mały ubytek, który popsuje jego wspaniałość..

      Mimo wszystko dziekuję, za ukazanie swoich szczerych i prawdziwych emocji związanych z ''Niespodziewany Gość''.

      Usuń
    2. Bardzo przepraszam, bo widocznie źle ujęłam cały komentarz.
      Bo czy oglądając Kevina, lub większość innych świątecznych filmów nie mamy wrażenia, że jest to kompletnie nie możliwe? Bynajmniej ja tak mam. To dlaczego takie coś w ogóle się ogląda, właśnie dla tego nazbyt wymyślnego klimatu świątecznego, którym żyjemy od grudnia, a czasem nawet listopada. Dlatego Boże Narodzenie jest uznawane za najbardziej lubiane święto.
      No ale cóż pisząc ten komentarz nie miałam zamiaru wyrzucać ci, że nie podobają mi się twoje marzenia z dzieciństwa. Pisząc to miałam na myśli podkreślenie magii i klimatu tej miniatury. Jest mi za to okropnie nie zręcznie, że oceniasz moją wypowiedz wyłącznie po pierwszym zdaniu, bo jak później pisałam, nie miałam na celu obrazić cię ani skrytykować notki.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  14. mogę być potworem zacznę brzydko by skończyć pięknie
    skoro ron jej nie karmił i nie dawał pić, to jak ona przeżyła te 7 lat?
    ale to jedyny zarzut
    treść śliczna, oschły malfoy i to jego warknięcie na obcą, gdy próbował być miły
    jedyn zgrzyt wymieniłam, nie wiem tylko czemu hermiona nie uciekała wcześniej, skoro Draco mijał ją na ulicy w tak złym stanie, przecież mogła uciec wcześniej, troszkę się tu potknęłąś, bo skoro robiła zakupy i wychodziła z domu, to nie mogła zniknąc i siedzieć przez te lata w piwnicy, prawda?
    są święta, więc słodycz słodycz, słodycz
    a tej miniaturze nie brakuje słodyczy (i odrobiny goryczy, więc nie jest płaska i mdląca) dziękuję serdecznie za miniaturę świąteczną, reperujesz mój humor...
    bo jak mieć dobry czas, gdy dzwonisz z życzeniami i słyszysz w wigilię że oni nie życzą sobie z tobą kontaktu?
    skoro święta minęły, to życzę :
    Szczęścia i weny w nowym roku
    Wujek Alex

    OdpowiedzUsuń
  15. O cholibka! :D Ale świetna! jak czytałam fragment, kiedy Herm przychodzi do domu, to długo zastanawiałam się czy to na pewno ona- uff :D. i wtedy normalnie miałam motylki w brzuchu! Cudowne - kilka błędów - ale całokształt je przyćmiewa :D.
    gratuluję i proszę o więcej takich!
    + spóźnione : wesołych świąt!
    ++ świetny wierszyk na początku! :*

    pozdrawiam, Zou.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze płaczę kiedy jest coś o gwałcie lub pobiciu na Hermionie przez Rona. ;( To takie smutne.
    Teraz z innej beczki. Świetny pomysł na miniaturkę :)
    Pozdrawiam, Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Miniaturka bardzo fajna, taka odmienna. Taka świąteczna. Doskonale wyczuło się ten klimat i przeniosło w ten świat. Wspaniale napisane :)
    Pozdrawiam
    Charlotte Petrova
    Zapraszam do siebie jeśli tylko masz ochotę :)
    http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspaniała miniaturka.
    Cudowny świąteczny klimat.
    Uwielbiam happy endy.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  19. Jejku, jaka cudowna miniaturka!
    Przepiękna!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku, jak ja bym chciała wrócić do tej krainy dziecięcych marzeń. Wtedy wszystko możliwe :) Cieszę się, że napisałaś tą miniaturkę, bo dzięki niej mogłam trochę powrócić do tamtych czasów :)
    Dziękuję ;*
    Ściskam ;*
    e_schonheit

    OdpowiedzUsuń
  21. Na Salazara! Twoje miniaturki to wyciskacze łez! Niesamowite.

    Całuję, Nadia.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale to piękne *_* cuuudeńko!!! Popłakałam się. A ten opis Dracona, jak się cieszył, że Hermiona z nim została. Piękne, po prostu brak mi słów. Oby tak dalej masz talent :)
    Weny, G.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde miłe słowo oraz uzasadnioną krytykę.
Oczernianie mnie i bloga, nie będą tolerowane.
Masz swojego bloga? Link zostaw w zakładce spam, na pewno zajrzę.