Panna Lacarnum z nudów i z powodu beznadziejnej choroby ( czyt. bezsenność ). Przez caluteńką noc skrobała Wam miniaturkę, a szlifowała ją do tej pory.
Tak sobie pomyślała, że zrobi kochanym czytelnikom niespodziankę na nadchodzący Nowy Rok i napisze miniaturkę, która w gruncie rzeczy wcale nie wyszła tak jakby chciała.
Lacarnum bardzo przeprasza, że niby zawiesiła bloga, a dodaje na niego cały czas miniaturki, ale ma ogromną wenę i już ma 4 strony kolejnej miniaturki... za to nie może napisać choćby linijki rozdziału 27, za co bardzo przeprasza i wraca najwcześniej 18 stycznia.
Lacarnum Inflamare
***
Ten
rok zdecydowanie nie należał do tych najlepszych. Wojna przyniosła wiele strat,
ale nie tylko tych materialnych. Najwięcej zmian zaszło w psychikach
czarodziei. Po upadku Voldemorta już nigdy nikt nie był taki jak kiedyś. W ludziach
zachodziły różne zmiany. Niektórzy się zmieniali na lepsze – w końcu otworzyli
oczy i już wiedzą po jakiej stronie powinni stanąć od samego początku, starają
się pokazywać, że się zmienili i zmieniać nastawienie do innych. Takim
czarodziejem był o dziwo sam Draco Malfoy. Na pierwszy rzut oka widać, że się
zmienił. Pała do wszystkich sympatią, stara się zyskać zaufanie wśród dobrych
czarodziei. Udowodnił to między innymi, kiedy w wakacje pomagał w odbudowie
Hogwartu poświęcając przy tym swój cały wolny czas. Nie wyzywał czarodziei mugolskiego pochodzenia od szlam, ani czysto krwistych czarodziei od zdrajców krwi. Największą zasługę w zmianie
chłopaka miał chyba jego przyjaciel – Blaise Zabini, który już od ponad roku
cieszy się z związku z Ginewrą Weasley. Kiedyś to było niedopuszczalne... teraz
nikt nawet nie zwracał na to uwagi. Jednak tak jak już powiedziałam niektórzy
zmieniają się na gorsze, a takim przykładem jest Ron Weasley, który po wojnie
zaczął żyć w blasku sławy... a jego chciwość ciągła go w dół, do zła, które
powoli w nim kiełkowało. Jego związek z Hermioną Granger rozsypał się dokładnie
miesiąc temu, kiedy przez buzującą w nim złość podniósł na nią rękę. Gryfonka
nie potrafiła mu tego wybaczyć, po krótkim ‘’żegnaj’’, zostawiła za sobą
przeszłość w której znajdował się Ron. Postanowiła coś w sobie zmienić. Stać
się kimś innym.
Nasza
historia zaczyna się dokładnie piętnastego listopada 1998 roku. Kilka miesięcy
po ostatecznym starciu w którym poległo mnóstwo niewinnych istot. Hogwart
został odbudowany po dwóch miesiącach żmudnych prac. Teraz każdy miał nadzieję,
że pokój na świecie zapanuje już na zawsze i na to wyglądało.
Młoda
dziewczyna o burzy kręconych loków wracała właśnie z biblioteki niosąc ze sobą
opasłe tomiska. Na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Mimo wojny, którą
przeżyła nie straciła swojego dawnego uroku, a jej oczy nadal były ciepłe i
ufne. Owszem, było jej żal tych wszystkich poległych osób, jednak mimo wszystko
obiecała sobie, że nie będzie wracać do przeszłości, postanowiła, że zostawia
ją za sobą.
Odnalazła
rodziców. Był to powód dla które wręcz nie mogła się nie cieszyć. Zerwała z
Ronem... może nie powinna... może zachowuje się nieodpowiednio... ale cieszyła się, że w końcu to zakończyła. To wszystko ją przeciążało... Ron był dla niej
ciężarem, którego nie potrafiła unieść, dlatego kiedy to zakończyła poczuła
niewyobrażalna ulgę.
Uważnie
stawiała kroki na stromych schodach, które co chwila zmieniały kierunki przez
co nie wiedziała gdzie się znajduje. Książki przysłaniały jej widok na to gdzie
idzie. Przeklęła w duchu za swoją głupotę, ale cóż ona poradziła, że
uwielbiała czytać, a zapach pergaminu koił jej skołatane nerwy za każdym razem
gdy po jakieś kłótni zagłębiała się w lekturze.
-
Pomóc Ci? – odezwał się na pozór zimny głos gdzieś za nią. Przestraszona
pisnęła cicho i podskoczyła, a książki, które niosła upadły do jej stóp.
Syknęła cicho gdy najgrubsze tomisko spadło akurat na czubki jej palców. Zmarszczyła gniewnie brwi i odwróciła się z zamiarem opieprzenia ów osobnika,
który ją straszy, jednak gdy ujrzała tego kogoś odebrało jej mowę... ale tylko
na chwilę.
-
I czego rżysz zdechły patafianie? – warknęła kucając i zaczynając zbierać
książki. W między czasie łypała groźnie na przybysza, który nadal rechotał
jak żaba.
-
Granger, naprawdę jestem taki straszny? – zapytał, powoli się uspokajając i z
trudem łapiąc oddech. Uniosła głowę i
warknęła na niego jak wygłodniały pies.
-
Wal się Malfoy – odwarknęła. Mógł wszystkim dookoła wmawiać, że się zmienił i
to udowadniać. Jak dla niej tacy jak on się nie zmieniają i nie miała zamiaru
się z nim godzić, a co dopiero rozmawiać. To by Malfoy. M-a-l-f-o-y, jego się
nie dało lubić, ani tolerować i za cholerę
nie mogła pojąć jak Ginny mogła związać się z jego przyjacielem Blaisem Zabinim
i polubić tego tlenionego szczura. Poza tym jakimś ósmym cudem świata nie
wsadzili go do Azkabanu co dla niej było istnym paradoksem. Każdy śmierciożerca
powinien się tam znaleźć, tam gdzie jego miejsce, tam na co zasłużył.
-
Też Cię kocham Granger – mruknął sarkastycznie podchodząc do Gryfonki i kucając
obok niej. Chwycił połowę książek i podniósł się, a później wyciągnął do niej
dłoń z zamiarem pomocy w wstaniu, jednak ona łypnęła na niego podejrzliwie i
wstała o własnych siłach.
-
Poradzę sobie sama – niemalże wypluła te trzy słowa. Jednak Malfoy był zupełnie
nieczuły na jej wredne odzywki. Uśmiechnął się do niej... inaczej niż
zazwyczaj... tak szczerze, a ona stwierdziła, że jest to widok godzien tysiąca
galeonów. Patrzyła się przez dłuższy czas jak jego oczy błyszczą wesoło, a
później skarciła się w duchu za taką nieuwagę. Teraz na pewno będzie się ze
mnie nabijał, bo gapię się na niego jak ciele w malowane wrota... – przeszło
jej przez myśl, lecz nic takiego nie nastąpiło.
-
Mimo wszystko Ci pomogę... – zaczął cicho i podszedł parę kroków w jej stronę.
Nie zrażał się jej uprzedzeniem co do jego osoby. Wcale się jej nie dziwił, że
tak się zachowuje, bo niby jakby ktokolwiek się zachował po tylu latach upokorzeń
i wyzwisk?Ale właśnie teraz miał zamiar ją przekonać do siebie, że wcale nie
jest taki zły. Nie wiedział dlaczego, ale to właśnie na opinii tej dziewczyny
najbardziej mu zależało... nie rozumiał tego, ale wiedział, że już od kilku
lat, gdzieś głęboko w sercu żywi do niej pozytywne uczucia, aż za bardzo
pozytywne. Obiecał sobie, że przekona ją do siebie i ona polubi go choć
odrobinkę. W końcu szczęście mu sprzyjało. Potter i Weasley nie wrócili, by
dokończyć siódmy rok nauki, a Ginny związała się z Blaisem, a jak powszechnie
wiadomo, Ruda to najlepsza przyjaciółka tej oto upartej Gryfonki, a Blaise
Draco.
Hermiona
zadarła dumnie głowę i zacisnęła szczęki, ruszając przed siebie. Malfoy
popatrzył na nią z rozbawieniem. Zawsze
była taka uparta - pomyślał i
truchcikiem podbiegł do niej, a chwilę później szli ramię w ramię w ciszy, aż
doszli przed drzwi prowadzące do Pokoju Prefektów Naczelnych. Granger zabrała
książki z rąk Ślizgona co spotkało się z wysokim uniesieniem brwi przez wcześniej
wspominanego osobnika.
-
No co się tak gapisz? – warknęła. – Już
nie potrzebuję Twojej pomocy, jesteśmy na miejscu – starała się mówić
łagodnie, ale aż wszystko się w niej gotowało.
-
Oj Granger, Granger – zacmokał, kręcąc głową. – Zapomniałaś, że ja także jestem
prefektem. – dodał.
-
Lukrowe pierniczki – wyrecytował, a drzwi się otworzyły. Z uśmiechem na twarzy
wszedł do środka, pozostawiając na zewnątrz oniemiałą Gryfonkę.
-
Jak ja go nienawidzę... – mruknęła do siebie i podążyła za Ślizgonem.
***
Siedziała
na parapecie na jednym z korytarzy szkolnych. Wszyscy siedzieli na błoniach
korzystając z ostatnich chwil ciepła, ale nie ona. Hermiona wolała przeczytać
jakąś dobra książkę i przenieść się w świat fantazji. Niestety jej spokój nie
trwał długo. Już po chwili poczuła jak ktoś sadza swój tyłek obok niej i stara
się wsadzić głowę, pomiędzy jej twarzą,
a książką robiąc przy tym głupie miny.
-
Malfoy! – warknęła. Ten tylko uśmiechnął się rozkoszne i wyrwał jej opasły tom
z ręki. Schował ów zdobycz za plecy i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok
zmarszczonego noska i błyszczących ze złości czekoladowych oczu dziewczyny.
-
Choć na błonia – padła jego propozycja. Łypnęła na niego złowrogo, ale on w
ogóle nie zraził się jej negatywnym nastawieniem. Wsadził książkę do swojej
torby, przerzucając ją sobie następnie przez ramię, a później wstał i wyciągnął
rękę w stronę Granger’ówny.
Siedziała
przez chwilę jak sparaliżowana. On chce z nią gdzieś wyjść! On! M-a-l-f-o-y.
Jej żołądek skręcił się niebezpiecznie, a motylki urządziły sobie spotkanie w
jej podbrzuszu. Potrząsnęła energicznie głową nad zachowaniem swojego
nieposłusznego ciała, które – o zgrozo! – reagowało całkiem gwałtownie na
młodego Malfoy’a i to ją najbardziej martwiło.
Zachodząc
w głowę nad swoją głupotą, naiwnością i klnąc na czym świat stoi, wyciągnęła
rękę, chwytając jego wyciągniętą dłoń. Draco uśmiechnął się szeroko i splótł
jej palce ze swoimi wywołując przyjemne dreszcze na ciele Gryfonki jak i u niego
samego.
Przeklęła szpetnie w myślach za swój chwilowy brak kontroli i spróbowała wyciągnąć rękę z
uścisku chłopaka co spotkało się tylko z mocniejszym ściśnięciem jej dłoni.
Naprawdę nie rozumiała w co on pogrywał. Nie rozumiała dlaczego uczepił się
akurat jej.
-
Malfoy – syknęła, a on odwrócił głowę w jej stronę. Musiała zadrzeć swoją
wysoko w górę, bo niestety Ślizgon osiągnął imponujący wzrost metra dziewięćdziesiąt, a ona wyglądała przy nim jak jakaś pchełka, mając tylko metr sześćdziesiąt. – Wszyscy się na nas gapią – wysyczała, kiedy wyszli na
hogwardzkie błonia skąpane w promieniach słońca.
Blondyn
przypatrzył się jej uważnie. Była taka śliczna. Co z tego, że nosiła workowate
ubrania, zawsze miała poczochrane włosy i w ogóle się nie malowała. On lubił
naturalne piękno i właśnie ona je posiadała. Nie lubił dziewczyn, które były
zbyt odważne, natarczywe, ostre, wymalowane jak Pansy Parkinson czy Astoria
Greengrass. Lubił w nich delikatność, łagodność, kruchość, dziewczęcą urodę,
ale także cenił w nich, że potrafią wyrazić swoje własne zdanie i potrafią
postawić na swoim jednocześnie mając swoją godność. Te wszystkie cechy posiadała
Hermiona. Poczuł, że robi mu się gorąco na widok jej wypieków na twarzy i
błyszczących ze złości oczu.
-
Malfoy do cholery! – prawie krzyknęła, a on gwałtownie otrząsnął się ze swoich
przemyśleń.
-
Tak? – zapytał uprzejmie, ale widząc jak Gryfonka stoi ze spuszczoną głową i
chowa swoje purpurowe policzki rozejrzał się dookoła. Wszyscy się na nich
patrzyli z otwartymi buziami. Szok jaki wywołało ich nadejście był niemal
śmieszny. Jedynie Blaise i Ginny patrzyli na nich z szeroko uśmiechniętym
twarzami. Wiedział już od dawna, że gdzieś tam w swoich głowach uroili sobie,
że on i Granger do siebie baaardzo pasują i podejrzewał, że na pewno w końcu
zaczną próbować ich swatać.
-
Nie przejmuj się. Wyobraź sobie, że jesteś tu sama. Zamknij oczy i wyobraź
sobie, że jesteśmy tu tylko my. Ja i Ty. Nikt więcej – nachylił się nad nią
szepcząc ciepło do ucha, a Hermiona powoli się odprężała. – Chodź – pociągnął
ją w tylko sobie znanym kierunki.
Szli
wolno w ciszy. Nie wiedziała gdzie on ją prowadzi, a on nie wiedział po co to
robi, jednak wiedział, że tak powinno być, a jakaś siła pchała go do tej
dziewczyny.
-
Zamknij oczy – szepnął, a ona pod wpływem jego łagodnego głosu posłusznie
wykonała polecenie.
-
Możesz już otworzyć – powiedział, kiedy doszli na miejsce.
Nie
mogła uwierzyć własnym oczom. Nigdy nie widziała piękniejszego miejsca. Mimo,
że był środek dnia tutaj było zupełnie ciemno. Jedyne światło dawały świetliki,
które latały wśród długich gałęzi brzóz. Na łące rosło mnóstwo bratków, a
kawałek dalej obok jednej z brzóz w małym jeziorku pływały białe lilie.
-
Tu jest pięknie – szepnęła, nie chcąc zburzyć harmonii tego miejsca. Malfoy
uśmiechnął się sam do siebie za to, że wpadł na tak genialny pomysł, by ją tu
zaprowadzić.
-
Znalazłem to miejsce w szóstej klasie, kiedy potrzebowałem chwili bycia sam na sam. – odezwał się, a Gryfonka zwróciła swoją rozpromienioną twarz w swoją
stroną.
-
Tu jest pięknie – powtórzyła.
-
Wiem – odpowiedział uśmiechając się.
***
Z
czasem ich spotkania były coraz częstsze. Draco zaczepiał Hermione z byle
powodu, a ona od pamiętnego dnia spędzonego z nim na błoniach w tym tajemniczym
miejscu, zaczęła patrzeć na niego z zupełnej innej perspektywy, choć nadal go
nie lubiła i warczała z byle powodu. On nie zrażał się niczym i cały czas starał
się ją do siebie przekonać. Nie było łatwo jej zaimponować, lecz nie poddawał
się. Jednak coraz częściej łapał się na tym, że szuka jej wzrokiem, nie może
przeoczyć okazji pogadania z nią, często o niej myśli, szuka częstego kontaktu.
Bał się, że za bardzo się do niej przywiąże, a ona nie da mu tej drugiej
szansy.
-
Cześć Granger – przywitał się wesoło, siadając na przeciwko niej w bibliotece
jak to miał w zwyczaju.
-
Malfoy, zaczynam się czuć przez Ciebie prześladowana – mruknęła nie odrywając
wzroku od stronic książki.
-
Chyba powinnaś, bo ja nie mam zamiaru odpuszczać – zadeklarował poważnie.
Gwałtownie uniosła głowę z nad książki.
-
Co masz na myśli? – zapytała, uważnie mu się przyglądając.
- Nie spocznę dopóki nie dasz mi drugiej szansy, dopóki nie wymażesz przeszłości
z pamięci – mówił poważnie, a ona widziała to w jego oczach.
-
Malfoy...
-
Nie, poczekaj, nie przerywaj mi... – przerwał jej, kiedy chciała mu przeszkodzić
w wypowiedzi. – Nie wiem dlaczego, ale to właśnie najbardziej na Twojej opinii
mi zależy. Nie chcę byś żyła przeszłością i już zawsze pamiętała Dracona
Malfoy’a jako złego i podłego śmierciożercę. Chcę byś mi zaufała i zrozumiała,
że ja na prawdę się zmieniłem. Nie jestem tym samym człowiekiem, Hermiono. I
chcę byś dała mi czystą kartę, byśmy zaczęli wszystko od nowa.
-
To nie jest takie łatwe jak Ci się wydaje. Nie potrafię od tak zapomnieć o tych
wszystkich szlamach padających z Twoich ust, ani o łzach, które przez Ciebie
wylałam. To po prostu jak dla mnie za dużo.
-
Proszę, chociaż spróbuj. Przepraszam Cię. Przepraszam Cię za wszystko co złe.
Obiecuję, że już nigdy Cie nie skrzywdzę, ani nie pozwolę zrobić to nikomu
innemu.
-
Jak Ty to sobie wyobrażasz?
Malfoy
wstał i wyciągnął do niej dłoń.
-
Draco Malfoy – powiedział oficjalnie. Hermiona przypatrzyła mu się
uważnie. Wyglądał jakby mówił całkowicie
poważnie. Nie wiedziała czy powinna, ale postanowiła.
-
Hermiona Granger – odpowiedziała wstając i wyciągając do niego dłoń, którą
ucałował. Tak, dała mu drugą szansę i miała nadzieję, że nie będzie tego
żałować.
I
właściwie naszą opowieść mogliśmy zacząć od tego momentu w którym Hermiona dała
drugą szansę Draconowi, ale jaki, by to miało sens? Ale nie wracając do
przeszłości zajmijmy się ich przyszłością, która była – o zgrozo! – bardzo
interesująca.
***
Święta
zbliżały się nieubłaganie, a biały puch już pokrył ziemię. W Hogwarcie panował świąteczny nastrój. Duchy latały po zamku podśpiewując sobie kolędy. Zaczęto
stroić choinki. Uczniowie wychodzili na zakupy świąteczne, by kupić coś swoim
bliskim. Skrzaty zaczęły gotować świąteczne potrawy. Podpisywano kartki kto
zostaje na święta.
-
Gra... Hermiono jedziesz w tym roku na święta do domu? – zagadnął przystojny
Ślizgon na jednej z lekcji na której siedzieli akurat razem.
-
Mal... Draco jest lekcja – skarciła go na co ten wzruszył tylko ramionami.
Wiedziała, że nie da jej spokoju.
-
Nie, zostaję w Hogwarcie. Co prawda odnalazłam rodziców, ale mają do końca tego
roku zostać zagranicą – odparła mówiąc cicho i bardzo szybko. – A Ty?
-
Też – odparł zbyt głośno zwracając przy tym uwagę McGonagall, która zgromiła go
wzrokiem.
-
Dlaczego zostajesz w szkole? Czemu nie spędzisz świąt razem z rodzicami? –
zapytała, kiedy wyszli z klasy.
-
Ojciec siedzi w Azkabanie, a matkę zabili śmierciożercy za zdradę – odparł
beznamiętnie.
-
Bardzo mi przykro... – zaczęła, czując się głupio, że zaczęła nieprzyjemny
temat.
Malfoy
machnął lekceważąco ręką.
-
Nie przejmuj się. Jak dla mnie to byli obcy ludzie. Nigdy nie traktowałem ich
jak rodziców. Proszę, nie rozmawiajmy o tym.
-
Zgoda.
***
-
A Wy czemu nie jedziecie na święta do swoich domów? – zapytała Hermiona, kiedy
Blaise wraz z Ginny wpadli do jej dormitorium.
-
Chcemy spędzić te święta wspólnie. Pierwsze wspólne święta – odpowiedziała
rozmarzona Ginny za co dostała soczystego buziaka w policzek od Diabła.
Granger
bardzo cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki, lecz zazdrościła jej i to bardzo
mocno. Także chciała mieć kogoś do kogo mogłaby się przytulić i powiedzieć o
wszystkich swoich zmartwieniach. Jednak nikogo takiego nie miała, a najgorsze
były dla niej wieczory, kiedy zamiast do swojego wymarzonego faceta, przytulała
się do poduszki i płakała gorzko. Sama nie wiedziała dlaczego. Niby nie żałowała
rozstania z Ronem, ale brakowało jej tych opiekuńczych ramion, które kiedyś
były dla niej najlepszą ostoją, miejscem gdzie zawsze czuła się bezpiecznie...
-
Hermiono! – oburzyła się Ginny, która od dłuższego czasu zamierzała jej coś
powiedzieć.
-
Tak? – wybudziła się z swojego transu i nieprzytomnie spojrzała na dwójkę
zakochanych.
Ruda
nic nie odpowiedziała tylko wyciągnęła w kierunku Hermiony dłoń, a na jednym z
jej palców w blasku świecy zalśnił srebrny pierścionek z diamentem. Gryfonka
zasłoniła ręką usta, a w jej oczach zalśniły łzy szczęścia.
-
Naprawdę? – wyjąkała, a kiedy Ginny pokiwała głową, padły sobie w ramiona i
zaszlochały głośno.
-
Nigdy nie zrozumiem kobiet – westchnął Blaise, co dziewczyny nagrodziły śmiechem
przez łzy i rozłożyły ramiona tak, by i on mógł się do nich przytulić, co
zrobił z wielką chęcią.
-
No nie płaczcie już – pocieszał Zabini. – Powinniście się cieszyć, że jedna z
Was usidliła jednego z największych podrywaczy w szkole. – powiedział, a obie
się zaśmiały. Hermiona się od nich odsunęła, a Ginny wtuliła w Blaise.
-
Tak bardzo Cię kocham – szepnęła mu do ucha, ale Gryfonka doskonale to
słyszała.
- Ja Ciebie też Ginny –
odparł, wtulając głowę w jej włosy. – Ja Ciebie też – powtórzył szeptem.
***
-
Co się stało? – zapytał patrząc na przygnębioną Hermionę.
-
Blaise i Ginny się zaręczyli – odparła.
-
Mówili mi, ale chyba jest to powód do radości, więc co jest? – zapytał,
przysuwając się jeszcze bliżej niej.
-
Zazdroszczę Ginny, że ma takiego wspaniałego faceta – odpowiedziała szczerze,
rumieniąc się przy tym jak dorodna piwonia.
Draco uśmiechnął się pod nosem i otoczył ją opiekuńczo ramieniem. Może i ona tego
jeszcze nie czuła i nie odwzajemniała tego uczucia, to on był już pewien, że ją
pokochał. I zamierzał być jej tym wymarzonym facetem, jej ideałem.
***
-
Mam dla Ciebie prezent – powiedział blondyn, kiedy szatynka całą rozpromieniona
klęczała przy choince i rozpakowywała prezenty.
Dziewczyna
odwróciła się w jego stronę i pełnym zainteresowania wzrokiem patrzyła jak
podchodzi do niej i kuca naprzeciwko niej, podając prezent.
-
Otwórz – powiedział, a ona delikatnie rozwiązała wstążkę i rozwinęła papier.
Ukazała jej się czerwone wieczko średniej wielkości pudełeczka. Otworzyła go, a w
jej oczach zaiskrzyły łzy wzruszenia.
-
Pamiętałeś? – zapytała ocierając łzę.
-
Oczywiście. Pomóc Ci go założyć? – zapytał sięgając do przedmiotu.
Hermiona
kiwnęła głową, a po chwili poczuła jak chłopak podchodzi do niej od tyłu, a jego zimne palce odsuwają jej kręcone loki na
prawą stronę, odsłaniając kark i nagie ramię. Poczuła jak miły ciężar opada na
jej dekolt. Spojrzał w dół, a złoty naszyjnik zaświecił jak gwiazda na niebie.
Była to jedyna pamiątka po jej babci, która zmarła gdy była mała. Kochała ją
bardzo mocno, a na łożu śmierci podarowała jej ten o to naszyjnik. Niestety,
podczas wojny zgubiła go, gdy pojedynkowała się z jednym z śmierciożerców.
Opowiadała o tym Draconowi, ale nigdy nie przypuszczała, że zdobędzie się, by
go odnaleźć.
Wtem
poczuła jak ktoś składa na jej odkrytym ramieniu mokry pocałunek. Spięła się
odrobinę, a później odwróciła się w stronę blondyna, który od razu to
wykorzystał.
Wpił
się zachłannie w jej usta tak, że Hermiona przewróciła się na podłodze, a on
położył się na niej. Na początku była bierna, lecz pod naporem warg chłopaka,
szybko zaczęła oddawać pocałunki. Nawet nie zauważyła, kiedy chłopak wziął ją na
ręce i zaniósł do swojego pokoju. Żar i pragnienie opętało całe jej ciało.
Podniecenie sięgało zenitu. A ostatnie o czym pomyślała to, że właśnie dziś
ogoliła nogi. Później były już tylko usta, jego dłonie, jego ciało i
przyspieszone oddechy mieszające się ze sobą w romantycznym półmroku.
***
Obudziła
się sama. Miejsce w którym powinien leżeć Draco było chłodne, co oznaczało, że
wstał dużo wcześniej. Zrobiło jej się przykro, lecz gdy ujrzała białą karteczkę
na poduszce i napis na niej od razu się rozpromieniła:
Jesteś
wspaniała. Nigdy o tym nie zapominaj.
Mam szlaban u
McGonagall. Musiałem wcześniej wyjść.
D.
Podeszła
do lusterka zabierając po drodze koszule chłopaka i nakładając ją sobie na
ramiona Stanęła przed lustrem i odsłoniła ramię. Od razu przed oczami pojawiły
jej się sny gdy obsypywał pocałunkami każdy skrawek jej ciała. Gdy był
delikatny i czuły, kiedy powiedziała mu, że to jej pierwszy raz. Gdy szeptał
jej uspokajające słówka, kiedy przełamywał ostatnie bariery jej niewinności.
Był taki kochany. Wyszła z jego pokoju. Pozostawiając po ich wspólnej nocy
wspomnienia, niepościelone łóżko i ich ubrania, które walały się dosłownie
wszędzie.
Ubrała
się w legginsy i luźny biały sweterek sięgający do połowy ud, a włosy związała
w luźnego koka pozostawiając kilka pasemek z przodu. Już od bardzo dawna ich nie
związywała, ale właśnie dziś chciała wyglądać wyjątkowo. Była sobota, więc zamiast udać się jak to miała w zwyczaju do biblioteki wyszła na błonia. Było
bardzo zimno, więc wsadziła ręce do swojej butelkowo-zielonej kurtki. Spacerowała tak
dłuższy czas, kiedy poczuła jak ktoś obejmuje ją w talii i przyciąga do siebie.
Pisnęła wystraszona i próbowała się wyrwać, ale wtedy poczuła ten kojący głos:
-
Boisz się mnie?
Uśmiechnęła
się pod nosem i odwróciła się w jego stronę, wyjęła ręce z kieszeni i położyła
na jego torsie, który był przykryty szarym płaszczykiem.
-
Ciebie? A kto by się bał małej, biednej fretki? – zapytała zaczepnie i zaczęła
uciekać. Draco stał chwilę sparaliżowany, a później uśmiechnął się cwaniacko. Merlinie jak ja ją kocham – pomyślał i
rzucił się w pogoń za swoim szczęściem.
***
Trzydziesty
pierwszy grudnia był bardzo długo wyczekiwany przez uczniów Hogwartu. Prawie
cała żeńska część uczniów nie pojawiła się na porannym posiłku, zaczynając już
przygotowania do balu, który miał zaczynać o godzinie osiemnastej i trwać aż do
białego rana. W końcu zakończenie roku trzeba należycie uczcić.
-
Czemu nie przygotowujesz się do balu? – szepnął ktoś do jej ucha, a ona już się
nie wystraszyła. Za dobrze znała ten łagodny głos, który był zarezerwowany
tylko dla niej.
-
Mam jeszcze mnóstwo czasu – odpowiedziała spoglądając mu w oczy, kiedy usiadł
obok niej. Gryfoni łypnęli na niego groźnie. W końcu żaden Ślizgon jest niemile
widziany przy stole Gryffindoru, a tym bardziej Malfoy. Jednak on objął Hermionę
w pasie i popatrzyła na nich wszystkich zwycięsko, nie zawracając sobie głowy
ich spojrzeniami, które wyrażały groźby wszelakich rodzajów.
-
Mam nadzieję, że będziesz wyglądać olśniewająco – wyszeptał jej do ucha i
odszedł pozostawiając po sobie zapach zniewalających perfum.
***
Weszła do swojego dormitorium. Podstawiła stołek pod jedną z szaf.Weszła na niego i
sięgnęła po duże pudło, które leżało na najwyższej półce. Nigdy nie zakładała tej
sukienki. Kupiła ją kiedyś z myślą, że może się przyda i właśnie taka okazja
nastąpiła. Ten wieczór miała spędzić wyjątkowo. W końcu szła na bal z Malfoy’em
jako jego dziewczyna.
Położyła
pudło na łóżku i podeszła do toaletki i usiadła przed lusterkiem. Wyjęła fluid z
szafki posmarowała nim całą twarz. Korektorem w sztyfcie ukryła wszystkie
niedoskonałości. Następnie wyciągnęła swoje cienie do powiek. Wybrała beżowy,
który podkreślał kolor jej oczu, następnie czarną kredką zrobiła sobie kreskę
tuż nad powieką, by później rzęsy pociągnąć czarnym tuszem.. Usta pomalowała jasnym błyszczykiem, by dodać sobie tej dziewczęcej
niewinności.
Kiedy skończyła makijaż zabrała się za fryzurę. Włosy podpięła je wsuwkami tworząc tak
zwany koszyczek, następnie powyciągała z niego pojedyncze i krótsze pasma.
Wstała ze swojego miejsca i otworzyła wieko pudła. Wyjęła piękną, kremową suknię.
Założyła ją szybko na siebie. Była bez ramiączek, a dekolt miała w kształcie z
serca, w pasie była przepasana brązowym pasem. Idealnie przylegała do jej
talii. Dół by rozkloszowany, a całość sięgała kilka centymetrów przed kolano.
Wyglądała oszałamiająco. Założyła na nogi zamszowe, kremowe czółenka. Na jej
szyi wisiał naszyjnik. Pamiątka po babci, który Draco odnalazł. Zadowolona z
efektu spojrzała na zegarek. Była siedemnasta czterdzieści pięć. Ginny powinna
się lada chwila u niej zjawić. I nie myliła się.
-
Merlinie! –krzyknęła gdy wpadła do pokoju przyjaciółki. Granger zrobiła
przerażoną minę, interpretując wypowiedź przyjaciółki jako, że wygląda
okropnie. – Wyglądasz ślicznie, przyćmisz wszystkie dziewuchy! – aż klasnęła w
dłonie, a Gryfonce kamień spadł z serca. Uśmiechnęły się do siebie i ruszyły do
Wielkiej Sali.
***
Razem
z Blaisem czekali na swoje ukochane. Był niewyobrażalnie zdenerwowany. Właśnie
dziś miał zrobić coś co już na zawsze zadecyduje o jego dalszym życiu. Ręce mu
się pociły, a on nerwowo ściskał czerwone pudełeczko, które leżało bezpiecznie
w jego kieszeni.
- Spokojnie stary, ja też się tak stresowałem – Diabeł poklepał go po ramieniu i
uśmiechnął się pocieszająco. On jedyny wiedział co planuje jego przyjaciel.
Wtedy usłyszeli tupot obcasów. Spojrzeli na siebie znacząco, a później na raz
odwrócili się w stronę odgłosów. To co tam zobaczyli, sprawiło, że ich szczęki uderzyły o podłogę i nie chciały wrócić na swoje miejsce.
Po
schodach schodziły dwie najpiękniejsze dziewczyny jakich w życiu nie widzieli.
Większość osób także zwróciła się w ich stronę, jednak ta druga dziewczyna
przyćmiewała tą pierwszą na kilometr. Bez wątpienia Hermiona wyglądała ślicznie i
nikt nie mógł tego zmienić. Podeszła do Draco i złapała go za ramię, jednak
chłopak w dalszym szoku nie potrafił wydusić z siebie cokolwiek, poruszał
ustami jak ryba, lecz później westchnął przeciągle i pocałował ją czule,
przekazując przez ten pocałunek wszystkie uczucia jakie teraz odczuwał.
-
Wyglądasz pięknie – powiedział do jej ucha, a Hermiona zarumieniła się
dorodnie. W tym momencie cała męska część Hogwartu pluła sobie w brodę, że nigdy
wcześniej nie zainteresowała się tą cichą kujonicą, no może oprócz Blaise,
który świata poza Ginny nie widział.
-
Idziemy się bawić – rzekł i ruszył do środka, posyłając wszystkim chłopakom,
którzy pożerali Hermionę wzrokiem, spojrzenie rozwścieczonego hipogryfa.
Natomiast Hermiona dziewczyną, które
patrzyła na Draco jak na ósmy cud świata. Co w gruncie rzeczy było prawdą. Jego
przydługawe włosy były w totalnym nieładzie. Na sobie miał garnitur szyty na miarę,
który był czarny oraz koszulę, także koloru czarnego . Nie zakładał żadnego
krawatu ani muchy. Na nogach miał czarne buty przeznaczone przeznaczone
typowo do garniturów. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że Draco prędzej czy później
pozbędzie się tej marynarki.
Muzyka
zagrała, a oni jako pierwsi wyszli na parkiet poddając się w wir tańca. Ich ruchy
były idealne. Poruszali się delikatnie patrząc głęboko w oczy. Od razu było
widać, że muzykę mają we krwi. To było coś co kochali.
Godziny
mijały, a północ zbliżała się nieubłaganie. Około dwadzieścia minut przed
dwunastą Draco zostawił Hermionę, oznajmiając, że zaraz wróci. Jednak,
kiedy ujrzałą go na scenie jej serce wykonało salto i mocno się ścisnęło.
-
Przepraszam, że przerywam Wam zabawę – powiedział do mikrofonu, a wszystkie
pary oczu zwróciły się w jego stronę. – ale muszę coś zrobić, co jest dla mnie
bardzo ważne.
Hermiona patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami zastanawiając się co on kombinuje.
-
Pośród Was jest pewna dziewczyna, która jest dla mnie bardzo ważna – zaczął, a
ludzie patrzyli się to na Hermionę to na Draco, bo już każdy w szkole wiedział, że oni są razem. – jest moją
ostoją, moją nadzieję, moim promykiem w pochmurne dni. Przy niej staję się kimś
innym, lepszym. Kiedy jest obok mnie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie. Jestem w stanie dla niej zrobić wszystko i jeszcze więcej. Będę przy
niej zawsze i wszędzie. Nie ważne gdzie, kiedy, jak, ja zawsze jestem przy niej.
Zabrała mi moje serce i nie zamierza oddać. Z dnia na dzień kocham ją coraz
mocniej i pragnę jej coraz bardziej. Jest dla mnie wszystkim co mam. Oddałbym za
nią wszystko, bo ja bez niej jestem nikim – mówił, a wszystkie dziewczyny
zgromadzone na Sali miały łzy wzruszenia w oczach, natomiast Hermiona też nie
była wyjątkiem. Stała zasłaniając sobie usta ręką i modliła się, by to nie był
sen. Łzy miłości ciekły jej po policzkach udowodniając ile znaczą dla niej te
słowa. – Hermiono... – tym razem zwrócił się centralnie do niej. – jesteś dla
mnie najważniejsza. Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś całym moim światem, moim domem. Przy tobie dopiero czuję, że
żyję. Kocham Cię najmocniej na świecie – wziął mikrofon do ręki i zaczął się
kierować w jej stronę, a ona zauważyła, że nie zdjął marynarki. – Jestem gotów
poświęcić dla Ciebie wszystko co mam i ofiarować co tylko chcesz. Staram się być
dla Ciebie Twoim ideałem. Kimś na kogo zawsze będziesz mogła liczyć. Każdego
dnia dziękuję Bogu, że dałaś mi drugą szansę, a później zgodziłaś się stać dla
mnie kimś ważnym – uklęknął na jedno kolano przed nią, a ona wytrzeszczyła na
niego oczy. – Jesteś kimś z kim
chciałbym spędzić resztę moich dni. Tak bardzo Cię kocham. Hermiona Granger czy
uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną? –
zapytał patrząc jej głęboko w oczy i wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko,
by później je otworzyć.
Szatynka
stała w osłupieniu, analizując co przed chwilą usłyszała. Wszyscy wstrzymali
oddech czekając na odpowiedź. Czy Draco się przed chwilą jej oświadczył?
Merlinie, Godryku! Jej marzenie... jej marzenie się właśnie spełniło.
Spojrzała w dół, gdzie w oczach Dracona zaświeciła się obawa. Uśmiechnęła się szeroko. I drżącym głosem wydusiła:
- Tak – i właśnie wtedy na Sali
rozbrzmiały oklaski, a na zewnątrz fajerwerki wystrzeliły w górę. Nowy Rok się
zaczął. Wymarzony start dla młodych zakochanych. Blondyn założył na palec
swojej już narzeczonej srebrny pierścionek bardzo podobny do tego Ginny tylko,
że zamiast diamentu widniała na nim bryłka prawdziwego złota. Musiał kosztować
majątek.
-
Przepraszam, że tak wcześnie, ale wiem, że jesteś tą jedyną – szepnął
jej na ucho kiedy już się podniósł.
- Żartujesz? Właśnie spełniłeś moje
największe marzenie! – uśmiechnęła się przez łzy, które nadal leciały.
- Od tego jestem, pani Malfoy –
odparł obejmując ją w talii i opierając swoje czoło o jej.
- Jeszcze panna Granger – odparła.
- Już niedługo – powiedział, zanim
jej nie pocałował.
A
morał z tej bajki jest krótki i niektórym znany, miłość przychodzi znienacka,
kiedy najmniej jej się spodziewamy.
Przepraszam za błędy, powtórzenia etc. lecę się szykować na sylwestra i nie mam czasu, by poprawić. ;c wybaczcie.