Miało być tak pięknie. Miał być mały, przytulny domek
koło jeziora, gromadka dzieci, kudłaty pies i my. Ja i on. Co się popsuło?
Życie nie zawsze pisze taki scenariusz jaki byśmy chcieli. Nie zawsze wszystko
układa się po naszej myśli. Nie zawsze, ludzie się zmieniają ... On
najwidoczniej nie potrafił się zmienić. Mimo, że obiecywał, że jest inny, że
wszystko się zmieniło, że on się zmienił, pozostał tym samym wrednym, podłym i
aroganckim Ślizgonem którego tak kochałam, kocham i kochać będę. Kim jestem? Nazywam się Hermiona Granger i
opowiem Wam naszą historię, historię miłości, która nie powinna zaistnieć,
jednak zaistniała.
***
Pracowałam w
Ministerstwie Magii, jako zastępca samego Ministra. Byłam szanowaną czarownicą,
dzięki wojnie która się zakończyła. Byłam jedną z Wielkiej Trójcy, czyli kimś
sławnym, szanowanym. Ludzie kiedy
przechodzili obok mnie, wyglądali tak, jakby mieli paść na kolana i dziękować,
za uratowanie ich świata, naszego świata. Nie lubiłam tego. Zawsze byłam
skromna, nie lubiłam być w centrum uwagi, jednak rzadko mi się to udawało.
Harry był taki sam jak ja. Skryty, cichy, spokojny, nienawidził szumu, który
był wywołany wokół jego nazwiska, mogłam się założyć, że gdyby to od niego
zależał, to urodził by się w innej czarodziejskiej rodzinie, jako zwykły
czarodziej. Inaczej było z Ronem. Żył on zawsze w cieniu słynnego Harrego
Pottera, a kiedy zyskał sławę dzięki Wielkiej Trójcy, poczuł się jak w swoim
żywiole, ciągłe wywiady, przechwalanie się, traktowanie innych czarodziejów jak
i innych mugoli jako gorszych od siebie, było na porządku dziennym Ronalda.
Ciągłe artykuły w gazetach, jego zdjęcia, jego wywiady, były wszędzie i każdy o
tym czytał.
Całą trójką
pracowaliśmy w ministerstwie. Ja jako zastępca ministra, a Harry jako sam
Minister Magi, natomiast Ron, pracował w Departamencie przestrzegania praw
czarodziejów. Wiodłam spokojne życie. Rok po zakończeniu wojny, zerwałam z
Ronem, jednak zostaliśmy przyjaciółmi, kochałam go jak brata, a nie jako
chłopaka. Oboje stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej i pozostaliśmy w
przyjacielskich stosunkach. Moi przyjaciele pozakładali rodziny. Ron ożenił się
z Lavender i mieli roczną córeczkę Andie. Harry i Cho Chang pobrali się w
sierpniu, a Ginny? Ginny ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, zaczęła się
spotykać z Blaisem Zabinim. Tylko ja byłam sama i zanosiło się na to, że nic
się nie zmieni. Wiodłam spokojne życie. Mój każdy dzień, był rutyną. Wstawałam,
szłam do pracy,wracałam z niej i kładłam się spać. Wszystko miałam zaplanowane,
wszystko było idealne, do czasu.
Pewnego dnia, Harry
powiedział mi, że będziemy mieć nowego pracownika w departamencie
Czarodziejskich Gier i Sportów.
Oczywiście jak przystało na zastępcę ministra, poszłam
powitać nowego pracownika. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam jego.
Mojego odwiecznego wroga, byłego Ślizgona.
- No proszę, proszę – zacmokał – kogo my tu mamy. Granger
we własnej osobie.
Stałam sparaliżowana, nie wiedząc co powiedzieć,
myślałam, że mój koszmar związany z nim się skończył, że będę miała od niego
spokój, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
- I co się tak gapisz Granger? – zapytał wrednie, a ja
się otrząsnęłam.
- Miałam powitać nowego pracownika, ale widzę, że
powitanie, kogoś takiego jak Ty, nie było dobrym pomysłem – odpyskowałam.
-No, no, widzę, że komuś się języczek wyostrzył, trzeba
będzie go trochę przytemperować – powiedział, a ja czułam, że krew się we mnie
gotuję.
- Nic tu po mnie, żegnaj Malfoy – odeszłam wolnym
krokiem, nie odwracając się nawet za siebie.
- Do zobaczenia, Granger! Do zobaczenia – krzyknął jeszcze
za mną.
Miałam nadzieję, że
więcej go nie zobaczę, jednak trudno nie spotykać ludzi, którzy pracują w tym
samym miejscu co i Ty, prawda? Przekonałam się o tym już następnego dnia.
Szłam nie patrząc przed siebie, przeglądając papiery,
które musiałam wypełnić, nie zauważyłam, że z naprzeciwka ktoś idzie i takim
sposobem ja wraz z wszystkimi papierami upadła na posadzkę.
- Przepraszam, powinienem był uważać – mówił, wtedy
jeszcze nie wiedziałam kto to jest.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziałam i zaczęłam zbierać
białe kartki.
- Pomogę pani – jak powiedział tak zrobił. Trwało to może
chwile, ale kiedy podawał mi papiery, musnął delikatnie moją dłoń, a przez moje
ciało przeszła spazm dreszczy.
- Dziękuję – powiedziałam i podniosła głowę kiedy w końcu
stanęłam na nogach.
- Nie ma za co, Granger – odpowiedział i uśmiechnął się
tak szczerze, a ja myślałam, że zemdleję z wrażenia. Draco Malfoy nie dość, że
mi pomógł do jeszcze się uśmiechnął i odszedł jak gdyby nigdy nic, a ja stałam
tam jak głupia i patrzyłam z otwartą buzią, na postać która znikała w głębi
korytarza.
Później było
jeszcze dziwniej, Malfoy, kiedy tylko mnie widział, uśmiechał się do mnie,
witał się, a kiedy się nigdzie nie śpieszył, rozmawiał ze mną, ale nie tak po
chamsku, tylko tak .. normalnie. Jednak największy szok, przeżyłam dokładnie
miesiąc później.
- Cześć Hermiono – czy wspominałam już, że Draco, zaczął
nazywać mnie po imieniu? Chyba nie, ale już wiecie.
- Cześć – odparłam.
- Słuchaj .. czy możemy porozmawiać?
- Jasne.
- Bo ja ... ja chciałem Cię przeprosić.
Wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy, czyżby Draco Malfoy
mnie przepraszał? Tylko za co?
- Za co? – zapytałam.
- Za wszystko. Począwszy od wyzwisk, kończąc na
uprzykszaniu życia, podczas szkoły.
Zastanawiałam się chwilę, czy mogę mu zaufać. Czy on na
pewno nie kłamie.
- Nie wiem czy mogę Ci ufać ... – powiedziałam.
- Zmieniłem się, nie jestem tym samym człowiekiem co
kiedyś – pierwsze kłamstwo.
- Nie chcę później żałować, dając Ci szansę na nowe
życie.
- Nie będziesz.
Obiecuję – drugie kłamstwo.
- A więc dobrze, wybaczam – powiedziałam, a on uśmiechnął
się szczerze i pocałował mnie w policzek, a później wyszedł z mojego gabinetu,
jak gdyby nigdy nic.
Byłam głupia.
Głupia i naiwna. Uwierzyłam człowiekowi, największemu wrogowi, byłemu Ślizgonowi,
myślałam, że się zmienił, naprawdę w to wierzyłam. Nie wiedziałam jak bardzo się
myliłam ...
Nasze kontakty się
ociepliły jeszcze bardziej, rozmawialiśmy jak starzy znajomi, a nawet
przyjaciele, śmialiśmy się, dyskutowaliśmy, przekomarzaliśmy. Zaczęłam go
bardzo lubić, za bardzo i to mnie przerażało. Byliśmy przyjaciółmi, a mi to
niestety nie wystarczało, chciałam więcej. Dlaczego? Sama nie wiedziałam kiedy
się w nim zakochałam. Kochałam jego stalowe tęczówki, kochałam jego aksamitny
głos, kochałam jego łobuzerski uśmiech, kochałam go całego. Ale nie wyglądało
na to, by nasza znajomość miała się posunąć dalej, do czasu ...
Wychodziłam do domu. Byłam padnięta po pracy. Marzyłam
tylko o tym by zanurzyć się w wannie gorącej wody. Stukot moich obcasów,
odbijał się echem od ścian ministerstwa.
- Hermiono! Hermiono, poczekaj! – usłyszałam. Odwróciłam
się i ujrzałam Draco, biegł w moją stronę, mimowolnie uśmiechnęłam się, był to
taki uroczy widok.
- Wychodzisz już? – zapytał, kiedy już do mnie dobiegł.
- Tak – odpowiedziałam.
- Mam propozycję ... – zaczął.
- Tak?
- Umów się ze mną? – wypalił.
Byłam zszokowana, zaskoczona, szczęśliwa i wniebowzięta.
- Kiedy?
- Choćby i teraz – uśmiechnął się do mnie błagalnie, a ja
nie miałam serca mu odmówić, zresztą, ja nie chciałam mu odmówić.
- Gdzie?
- Zobaczysz – podał mi ramię, które uchwyciłam, poczułam
szarpnięcie w okolicach pępka, a już po chwili stałam, gdzie bardzo wysoko, u
boku mężczyzny, który skradł moje serce.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytałam, nie za bardzo orientując
się gdzie nas zabrał.
- W Paryżu.
- Gdzie?!
- W Paryżu, na wieży Eiffle – odparł spokojnie – chodź –
pociągnął mnie za rękę, a ja zarumieniłam się od samego jego dotyku.
Zaprowadził mnie, tam gdzie mieliśmy doskonały widok na
Paryż. Było już ciemno i tak magicznie. Zobaczyłam, że przede mną stoi stolik z
dwoma krzesłami. Paliły się na nim świeczki, dodając romantyczny nastrój. Skądś wydobywała się wolna i romantyczna
muzyka.
- Proszę to dla Ciebie – powiedział, a ja ze zdziwieniem
odwróciłam głowę w jego stronę, trzymał on bukiet herbacianych róż, moich
ulubionych.
- Dziękuję. Ale .. ale z jakiej to okazji? – zapytałam
przyjmując bukiet.
- Czy zawsze musi być jakaś okazja? – uśmiechnął się
łobuzersko i zaprowadził mnie do stolika, odsuwając krzesło bym mogła usiąść,
po czym sam zajął swoje miejsce. Klasnął w dłonie, a na stoliku pojawiło się
jedzenie. Uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie, było pyszne. Ponownie klasnął
w dłonie, a przede mną stał kieliszek, napełniony do połowy winem, tak samo jak
Draco.
- Chodź – powiedział i wstał z miejsca, stanął na
przeciwko mnie i wyciągnął dłoń by pomóc mi wstać, ujęłam ją i pozwoliłam, by
poprowadził mnie tam gdzie chciał.
Staliśmy na wieży Eiffla, opierając się o barierkę i
podziwiając Paryż, podczas nocy. Było pięknie i romantycznie.
- Draco ... – odezwałam się cicho, sama za bardzo nie
wiedząc co chcę powiedzieć. On odwrócił głowę w moją stronę, wyglądał niczym
grecki bóg, w poświacie księżyca, jego oczy błyszczały, a włosy powiewały pod
delikatnym podmuchem wiatru. Pokonał dzielącą nas odległość i stanął bardzo
blisko mnie. Stykaliśmy się ciałami, jego włosy łaskotały moje czoło, nie
miałam odwagi unieś głowy do góry by spojrzeć w jego tęczówki. On chyba zdając
sobie z tego sprawę, położył delikatnie dłoń na moim podbródku i uniósł go do
góry. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jedną rękę położył na mojej tali, a drugą
pogładził mój policzek, schylił się, a gdy już miał mnie pocałować zawahał się
na chwilę, jednak była to tylko chwila, bo już kilka sekund później poczułam
jego usta na moich wargach. Początkowo pocałunek był pełen pasji i czułości,
lecz szybko zmienił się na namiętny i pełen pożądania, nawet się nie
obejrzałam, a już staliśmy w sypialni Dracona. Pozbywaliśmy się swoich ubrań,
całowaliśmy zachłannie, jakby jutra miało nie być. Pamiętam, kiedy wziął mnie
na ręce i zaniósł do łózka, pamiętam kiedy staliśmy się jednością, pamiętam
jego wysportowane ciało, pamiętam jego usta na swoich, pamiętam jego dotyk,
jego ciepło, pamiętam go całego.
Następnego dnia obudziłam się w ramionach blondyna, byłam
spełniona, szczęśliwa i zakochana ...
Było
mi tak dobrze, jednak nie wiedziałam czy on czuje do mnie to samo, czy kocha
mnie choć odrobinę, czy w ogóle coś do mnie czuje.
Spotykaliśmy się
regularnie, nie każde spotkania kończyły się u mnie bądź u jego w sypialni,
jednak ja nadal nie usłyszałam tych ważnych słów które chciałam usłyszeć.
Pewnego dnia, kiedy leżeliśmy spoceni w moim łóżku i
dochodziliśmy po tak cudownym spełnieniu, powiedział:
- Pamiętaj, że mi na Tobie zależy, tak bardzo jak na
nikim innym i nigdy w to nie wątp – kolejne kłamstwo, w które uwierzyłam.
- Kocham Cię – te słowa wypłynęły z moich ust mimowolnie,
spojrzałam w jego oczy, które były przepełnione szczęściem.
- Ja Ciebie też – odpowiedział, a ja byłam
najszczęśliwszą kobietą na ziemi, kłamał, znowu kłamał, ale ja o tym nie
wiedziałam, żyłam złudzeniami, żyłam jego zasadami, jego pieprzoną grą.
Planowaliśmy się
pobrać, planowaliśmy domek gdzieś na odludziu, z dala od ludzi, planowaliśmy
gromadkę dzieci, mieliśmy być szczęśliwi, obiecywał, słowa nie dotrzymał.
Każdego cholernego dnia, zapewniał mnie, że mnie kocha, że jest ze mną
szczęśliwy, kłamał, a ja mu wierzyłam. Zamieszkaliśmy razem, było cudownie,
lecz zawsze musi się coś spieprzyć, prawda?
Wyszłam z pracy, szłam do domu, do jego domu, do naszego
domu. Byłam już przy wyjściu, kiedy usłyszałam czyiś szept. Zdziwiłam się, bo
przecież o tej godzinie wszyscy już są w domu. Podeszłam bliżej i słuchałam, a
mój świat się zawalił.
- No, no Draco, muszę powiedzieć, że nieźle omamiłeś tą
szlamę – zadrwił jakiś głos którego nigdy nie słyszałam.
- Ja też myślałem, że będzie trudniej, a tu proszę, taka
niespodzianka – kolejny głos, ten znała, to był Draco, jej Draco.
- Naiwna z niej szlama – zaśmiał się perfidnie,
mężczyzna, którego nie znała – Ej Dracze czemu jesteś taki przygnębiony?
Powinieneś się cieszyć, wygrałeś dwie butelki whiskey!
- Jasne .. – mruknął.
Poczułam łzy cisnące się mi do oczu, nie chciałam dłużej
tego słuchać. Puściłam się biegiem do wyjścia, a później teleportowałam się do
naszego wspólnego domu, by zabrać swoje rzeczy i wynieść się z jego życia, raz
na zawsze.
Wpadłam do naszej wspólnej sypialni, otworzyłam szafę
z ubraniami, przywołałam walizkę i zaczęłam wrzucać do niej ciuchy, nie patrzyłam
czy są moje czy jego, słone krople moczyły moje policzki, mocząc także ubrania.
Chciałam się stamtąd ja najszybciej wynieść, nie zostawiając po sobie śladu,
nie udało mi się.
- Hermiona co Ty robisz? – zapytał mnie, kiedy wszedł do
naszej sypialni.
- Wyprowadzam się – odpowiedziałam przez łzy.
- Co? Dlaczego?!
- Zabawiłeś się już moim kosztem. Racja jestem naiwna, bo
uwierzyłam w Twoje kłamstwa, ale czy naprawdę jestem warta tylko dwie butelki
ognistej? – płakałam, patrząc mu prosto w oczy. Był zszokowany tym co mówię,
chyba nie spodziewał się, że się o tym dowiem.
- Hermiona, to nie tak ... – zaczął, ale nie dałam mu
skończyć, za bardzo bolało, za bardzo.
- Nie tak? A jak? Założyłeś się o mnie! Nienawidzę Cię!
Nie chcę Cię znać! – krzyknęłam, widziałam ból w jego oczach, mnie też bolało,
cholera i to jak bardzo.
- Daj mi wytłumaczyć – jego ton głosu był błagalny, ale
ja byłam nie ugięta, nie chciałam mieć z tym człowiekiem już nic do czynienia.
- Nie chcę tego słuchać – powiedziałam i złapałam rączkę
walizki z zamiarem wyjścia, ale zastąpił mi drogę.
- Błagam, nie odchodź – rzekł, spojrzałam na niego i
zobaczyłam twarz człowieka którego tak kochałam, który tak bardzo mnie
skrzywdził., który teraz płakał, tak, płakał, błagając mnie bym nie odchodziła,
bym została, ale ja nie potrafiłam zostać, nie potrafiłam na niego patrzeć.
- Daj mi odejść – szepnęłam, ciągle płacząc.
- Hermiona ... Hermiona ... Błagam, nie odchodź –
powtórzył i zalał się kolejnymi łzami. Nigdy nie widziałam go w takim stanie,
nigdy nie widziałam by płakał. Ale ja już nie wierzyłam w jego łzy. Okłamywał
mnie tyle czasu, więc czemu miałabym mu teraz wierzyć? Czemu miałabym mu
wierzyć.
- Daj mi odejść – powtórzyłam.
- Błagam, nie odchodź. Proszę, nie odchodź. Kocham Cię.
Ja nie potrafię bez Ciebie żyć! – płakaliśmy razem. Byliśmy od siebie
uzależnieni, jak narkomani. Nie potrafiłam bez niego żyć, ale nie potrafiłam
żyć także z nim. Byłam roztrzęsiona, załamana i zraniona.
- Nie kłam! Przestań kłamać! Nigdy mnie nie kochałeś!
Kłamałeś, cały czas kłamałeś! – krzyknęłam przez łzy. Chciałam odejść, a on mi
na to nie pozwalał.
- Błagam, nie odchodź. Nie zostawiaj mnie – powtarzał
niczym litanie, cały czas płacząc.
- Nie chcę Cię znać – szepnęłam i teleportowałam się z
głuchym trzaskiem.
Miało być pięknie,
pamiętasz, kochanie? Mówiłeś, że zrobisz dla mnie wszystko, mówiłeś, że jestem
wyjątkowa, że mnie nigdy nie zostawisz, że Ci na mnie zależy. Kłamałeś,
kochanie. A ja Ci wierzyłam, wierzyłam, bo moja miłość do Ciebie była tak
wielka, że nie wyobrażałam sobie życia, bez Ciebie. To tak jakbyś był moim
tlenem, bez którego nie mogę żyć.
Wróciłam do swojego domu, starałam się żyć normalnie, ale
nie potrafiłam. Dostawałam sowy z listami od niego, których nie czytałam.
Codziennie wysyłał mi herbaciane róże. Codziennie chciał ze mną porozmawiać.
Miałam tego dość. Chciałam zapomnieć ale jak mogę zapomnieć o człowieku, którego
kochałam i kocham? Planowałam wyjazd za granicę, jednak nie mogłam tego zrobić,
nie chciałam zostawiać przyjaciół którzy i tak się o mnie martwili.
Miesiąc później dostałam kolejny list od Draco. Nie
chciałam go czytać, ale coś mnie do tego podkusiło. Otworzyłam kopertę drżącymi
rękami i przeczytałam list.
Londyn, 18.10.2002
Kochanie,
Nie chcesz mnie znać, nienawidzisz mnie, wiem o tym. Wiem, że nie
chcesz słuchać moich wytłumaczeń i w sumie się nie dziwię. Jestem dupkiem,
palantem, idiotą. Miałem najwspanialszą kobietę na ziemi, a przez własną
głupotę ją straciłem.
Wiem, że nie chcesz tego słuchać, wiem, że nie chcesz mnie znać, ale ja
muszę Ci wytłumaczyć, by móc odejść na tamten świat, wiedząc, że wiesz
wszystko.
Nie widziałem Cię od czasu zakończenia Hogwartu. Przez ten czas
zmieniłem się, przestałem patrzeć na czystość krwi, bo wiedziałem, że nie od
tego zależy jakim jest się człowiekiem. Jednak wiesz, że nie każdy przestał
patrzeć na krew. Bardzo dużo czarodziei, nadal dzieli nas na szlamy i czysto-krwistych.
Zacząłem prace w
ministerstwie, już pierwszego dnia zauważyłem, że jesteś inna niż każda
kobieta, jedyna, wyjątkowa. Jesteś piękna, inteligentna i mądra, od razu
zwróciłem na Ciebie uwagę. Chciałem się do Ciebie zbliżyć, ale za bardzo nie
wiedziałem jak, a kiedy już mi się to udało, pojawił się Nott. Mój kumpel z
dawnych lat. Zaproponował mi ten zakład, zakład o Ciebie, kochanie. Chciałem
się nie zgodzić, ale musiałem. Kilka dni wcześniej Potter, poprosił mnie o
pomoc, chciał wyłapać resztę śmierciożerców, a Nott był jednym z nich, musiałem
się zgodzić na ten zakład, by Potter mógł go złapać i wsadzić do Azkabanu, jak
resztę jego przyjaciół. Miałem nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiesz. Tego
dnia, kiedy się wyprowadziłaś, rozmawialiśmy o zakładzie, tego dnia mieli go w
końcu złapać i złapali, udało się. Wróciłem do domu szczęśliwy, że już po
wszystkim, że już nie będę musiał udawać, nie pomyślałem o jednym, że Ty możesz
się o tym dowiedzieć. Nott obstawiał, że prześpisz się ze mną dopiero po
miesiącu, a my kochaliśmy się już dwa tygodnie później po naszej rozmowie,
wygrałem ten pieprzony zakład, który nigdy nie powinien się pojawić. Przepraszam,
przepraszam kochanie, że byłem takim palantem.
Jestem uzależniony, uzależniony od Ciebie, skarbie. Czuję jakbym był na
głodzie. Nie ma Cię, nie widzę Cię, nie czuję Cię, nie słyszę Cię, ręce mi
drżą, a ja sam popadam w paranoje. Każda kobieta która przechodzi na ulicy,
wydaje mi się, że to Ty. W nocy mam koszmary, budzę się z krzykiem chcę się do
Ciebie przytulić – nie ma Cię. Krzyczę, tłukę wszystko z bezsilności.
To co teraz odczuwam jest gorsze nic dostać z dziesięć razy
cruciatusem. Ból, który czuję w sercu, jest sto razy gorszy od wszystkich
innych. Nie potrafię bez Ciebie żyć, kochanie i Ty dobrze o tym wiesz.
Codziennie rano, robię śniadanie dla dwóch osób, licząc, że to jednak
pieprzony sen, że jednak
wciąż ze mną
jesteś, że jesteś tuz obok mnie. Zawsze czekam az zejdziesz ze schodów w swoim
kusym szlafroczków i uśmiechniesz się do mnie, tak jak tylko Ty potrafisz.
Czekam i czekam, a Ciebie nie ma. A moja podświadomość mówi, że to nie sen,
Ciebie nie ma i już nie będzie, ale ja nie wierzę. Czekam dalej, dopóki nie
muszę wyjść do pracy. I wtedy uświadamiam sobie, że Cię nie ma, że cię nie ma,
kochanie.
Wracam do domu i krzyczę do Ciebie, że wróciłem do domu, odpowiada mi
głucha cisza, biegnę zaglądam do
wszystkich pokoi już wiem, że Cię nie
ma, że odeszłaś, że już nie wrócisz, kochanie.
Piję, cały czas piję, topię wszystkie moje smutki w ognistej whiskey.
Jak to powiedziałaś? Pytałaś mnie, czy jesteś tyle warta co ognista? Nie,
jesteś warta dużo więcej, oddałbym wszystko, by znów mieć Cię przy sobie,
kochanie.
Jestem skończony, nie ma już dla mnie miejsca na tym w świecie, zycie
bez Ciebie to nie życie. Postanowiłem, że z tym skończę, kochanie. Pamiętaj, że
zawsze Cię kochałem i nigdy nie przestanę. Pamiętaj, że zawsze byłaś tą jedyną,
Hermiono. Pamiętaj, że żałuję, cholernie żałuję.
Pewnie teraz, gdy czytasz ten list mnie już nie ma na tym świecie, a
może jeszcze żyje? Może zabraknie mi odwagi, by z sobą skończyć? Ale wiem, że
muszę, bo Ty byłaś moim światem, a Ciebie nie ma, więc mnie tez nie powinno tu
być.
Na
zawsze Twój
Draco
Przeczytałam list i nie zastanawiając się wiele,
teleportowałam się do jego domu. Przeszukałam wszystkie pokoje, została tylko
łazienka. Wpadłam do niej jak torpeda, a widok który tam zastałam, zwalił mnie
z nóg.
Draco. Mój Draco. Leżał pod ścianą z podciętymi żyłami z
których obficie sączyła się krew a obok niego leżało puste opakowanie po lekach
na sennych, musiał wziąć całe opakowanie oraz żyletki pobrudzone krwią, jego krwią. Chciał umrzeć, prze mnie. Nie
liczyło się dla mnie teraz, czy się o mnie założył czy nie. Czy kłamał czy nie.
Czy mnie kochał czy nie. Ja go kochałam i nie mogłam pozwolić mu zginąć, nie
teraz, kiedy dowiedziałam się, że będziemy mieć dziecko. Owoc miłości mojej i
Draco, owoc zakazany.
Wysłałam patronusa po uzdrowicieli, przybyli od razu,
zabrali go do Munga, a ja? A ja, oparłam się o ścianę w łazience i próbowałam
uspokoić swoje rozdygotane ciało.
***
Czy nasza historia powinna się tak skończyć? Samobójstwem
ukochanej osoby? Czy powinnam była go zostawić? Dlaczego nie dałam mu szansy na
wyjaśnienia? Może wtedy, nie siedziałabym teraz w szpitalu i prosiła wszystkie
bóstwa świata by żył.
Jestem Hermiona Granger i nie wyobrażam sobie życia bez
Dracona Malfoy’a.
Jestem Hermiona Granger i nie potrafię o nim zapomnieć.
Jestem Hermiona Granger i uświadomiłam sobie, że jestem
pieprzoną egoistką.
Jestem Hermiona Granger i żałuję, że nie dałam mu szansy na wytłumaczenie.
Jestem Hermiona Granger i nie wybaczę sobie jeśli on nie
przeżyje.
Jestem Hermiona Granger i jeśli on umrze, ja umrę razem z
nim.
***
Tak! Udało się żyje! Siedzę przy jego łóżku i ściskam
jego bladą dłoń. Moją twarz pokrywają łzy szczęścia, cieszę się, że nic mu nie
jest, cieszę się, że jest cały i zdrowy, cieszę się, że on żyje.
Patrzę na jego spokojną twarz i myślę co by było gdyby go
zabrakło? Nawet nie chcę o ty myśleć.
Nagle Draco otwiera delikatnie oczy, mruga delikatnie
powiekami i patrzy na mnie.
- Jestem w niebie? – pyta, a ja uśmiecham się do niego.
- Nie, nie jesteś – odpowiadam.
- Jesteś – mówi szeptem i ściska moją dłoń.
Przypomniało mi się, że muszę iść po lekarza, chce się
podnieść, ale Draco mocniej zaciska dłoń na mojej, nie chcąc mnie puścić.
- Błagam, nie odchodź ... – szepcze, a w jego oczach
stają łzy.
- Nigdzie się nie wybieram, kochanie – całuję go krótko
w usta i zostaję przy nim.
Miłość
cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza sie bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza sie bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.
~~***~~***~~
No i proszę, kolejna miniaturka lecz w wasze raczki, mam nadzieję, że się spodobała :)
Zaczynam pracować nad kolejną i pojawi się może już niebawem, a co do rozdziału, mam już połowę.
Pozdrawiam
Lacarnum Inflamare